
Omijam to miejsce szerokim łukiem i czuję ogromny dyskomfort nawet na samą myśl, że kiedyś może zdarzyć się sytuacja, że będę musiała znowu poddać się jakiejś operacji – mówi Beata Szulz, nauczycielka ze Świecia. Kobieta wybudziła się w trakcie operacji
Beata Szulz: Zostałam skierowana do szpitala z powodu torbieli endometrialnej lewego jajnika, celem leczenia operacyjnego. Zabieg zakwalifikowano do laparoskopii.
– Podczas zabiegu ze snu wybudził mnie ogromny ból prawej strony podbrzusza, jakby ktoś wykręcał fragment ciała a potem je wyrywał. Następnie takie same odczucia przeszyły lewą stronę i tak naprzemiennie odbywało się to do końca operacji. Po dwóch, trzech takich cyklach zorientowałam się, że jest to powtarzalne i jedyną rzeczą jaką mogłam zrobić to liczyć czas między jednym a drugim atakiem bólu. Nie od razu zdałam sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znalazłam. Całej tej sytuacji towarzyszył ogromny strach, na początku paniczny lęk, burza myśli, że może umarłam, ale przecież boli, czuję, więc żyję, muszę tylko dać znać tym osobom, co się dzieje. Pomysł ruszania rękoma, nogami, głową, oczami to tylko myśli, których nikt nie słyszał. Uświadomiłam sobie, że jestem bezsilna, że jedynie co mogę zrobić to uspokoić się i czekać. Czekać na kolejne fale bólu, bo przecież lekarz mówił, że zabieg nie będzie trwał długo. Wreszcie operator poinformował, że kończy i będzie zakładał szwy po prawej i lewej stronie podbrzusza oraz w pępku. Czułam każde przejście igły przez skórę. W czasie zabiegu zepsuła się wypalarka (nie znam fachowej nazwy tego sprzętu), lekarz operator musiał wymieniać jakieś części, osoby obecne na sali operacyjnej rozmawiały na temat swoich dzieci, o prowadzeniu pamiętników, o wpisach jakie kiedyś się w nich robiło.
– Trwało to około 30 minut, jednak proszę pamiętać, że czas płynie zupełnie inaczej w sytuacji tak wysokiego stresu. Dla mnie było to najdłuższe 30 minut w życiu.
– O tym, że wszystko czułam i słyszałam mówiłam od razu po rozintubowaniu, będąc jeszcze na bloku operacyjnym. W pierwszej chwili zapadła cisza, nikt nic nie powiedział, dopiero po chwili lekarz anestezjolog zapytała „co pani opowiada?”. Mówiłam dalej o wszystkich rozmowach, z całej tej sytuacji starałam się zapamiętać jak najwięcej, żeby uwierzono w to, co mówię. Ale nikt nie uwierzył, albo nie chciał uwierzyć. Lekarz, który kierował mnie na operację stwierdził, że z jego strony wszystko było w porządku. Tak naprawdę, wysłuchała mnie jedna z pań pielęgniarek, która zapisała wszystko w książce obserwacji pacjenta. Pani, od której usłyszałam, że jest jej bardzo przykro z powodu tego, co mnie spotkało. Poczułam od Niej wsparcie i szczerość pełną empatii. Bardzo jestem wdzięczna tej Pani.
– Najpierw postanowiłam skierować wniosek do Rzecznika Praw Pacjenta, który ostatecznie uznał, że doszło do naruszenia.
– Kwota została ustalona z pełnomocnikiem i sąd uznał ją za zasadną.
– Po powrocie do domu szukałam informacji na temat tego, co mi się przydarzyło, chciałam to zrozumieć, wytłumaczyć sobie, zapomnieć. Niestety nie było to możliwe, potrzebowałam pomocy. Przyjaciółka namówiła mnie na wizyty u psychologa. Otrzymałam fachową pomoc, której zabrakło zaraz po sytuacji w szpitalu, gdyż moim zdaniem szpitalny psycholog nie stanął na wysokości zadania. Długo męczyły mnie koszmary, miałam problemy ze snem, bardzo długo towarzyszyły mi uciążliwe bóle głowy, problemy z koncentracją. Do dnia dzisiejszego nie ma mowy o wizycie w szpitalu. Omijam to miejsce szerokim łukiem i czuję ogromny dyskomfort nawet na samą myśl, że kiedyś może zdarzyć się sytuacja, że będę musiała znowu poddać się jakiejś operacji.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ja akurat wiele razy byłem leczony w tym szpitalu,i o anestezjologach mam jak najlepsze zdanie.
Mirosławie, chyba rozumiesz, że każdy może mieć inne doświadczenia i nie można podważać czyichś przeżyć?
To tez ja opowiadam o swoich.
w medycynie takie rzeczy mogą się zdarzyć , podczas zabiegu nikt nie był w stanie zorientować się że pacjentka coś słyszy i czuje ( jeśli nie było reakcji obronnej), psycholog szpitalny tez nie pasował czyli był zapewniony, co mieli więcej zrobić ? pacjentka ewidentnie roszczeniowa i nastawiona na odszkodowanie już niedługo będziecie się leczyć sami albo za ciężkie pieniądze w prywatnym sektorze lekarzy coraz mniej
Aśka, durnaś ty.