
Początkowo trafiali do nas ludzie, którzy uciekali przed wojną– mówi Wioletta Mazur z Przysierska (gm. Bukowiec) mająca pokoje dla uchodźców. – Teraz przyjeżdżają jej ofiary, ludzie którzy na sobie doświadczyli jej okrucieństwa – dodaje
Zoja, gdy wybuchła wojna, była w Aleksandrowce w okręgu odeskim. Opiekowała się dziewięcioma psami. Była wolontariuszką w schronisku. Młodsze dzieci (10 i 14 lat) pojechały razem z nią. Najstarszy, 18-letni Andriej uczy się w 3 kl. szkoły z internatem w Odessie.
Ostatnio widziała go w grudniu 2021 r. – 24 lutego Andriusza zadzwonił, że zamknięto szkołę, a po mieście jeżdżą czołgi, płakał – wspomina. – Ale uciekł i zgłosił się do armii Ukrainy. Mam z nim kontakt – dodaje. W 4. dniu wojny wróciła do domu do Pierwomańska, zobaczyła pierwsze rakiety i odczuła co to wybuchy. – Wokół są bazy wojskowe to normalne. Z okien wypadły wszystkie szyby, pomogli sąsiedzi – mówi kobieta.
Największy strach? Gdy na jej podwórko przyszło czterech żołnierzy. – To byli Buriaci, Rusek i jeden z afgańskim akcentem. Pytali o jej rodzinę – mówi. – A wiedzieli o dzieciach, znali imiona. Gdy skłamała że nie wie, bardzo pobili dodaje. Zanim ukradli z domu jedzenie, kazali wszystkiego próbować. Co nie wzięli, rozsypali. Pamięta rosyjskie “żabki” – rakiety sunące po gruncie i niszczące wszystko na swej drodze, także jej dom. Z sąsiadami przez kilka tygodni chronili się w piwnicach. Brakowało jedzenia i wody. Do ich zatłoczonego schronu Rosjanie kilkakrotnie dla żartu wrzucili kamień z okrzykiem Buum!
Raz, gdy wychodziła z piwnicy w poszukiwaniu jedzenia, obok coś wybuchło. – Uratowała mnie stalowa płyta. Pękła, ale osłoniła, przygniotła i pokaleczyła – wspomina. – Długo leżałam ogłuszona i nieprzytomna. Pamiętam tylko obok martwą sąsiadkę i krew na głowach moich dzieci. Po długim czasie znaleźli nas, trafiliśmy do szpitala – wspomina.
Przed wojną pracowała w cukrowni. Kilka z jej koleżanek zginęło. Opowiada o sadyzmie okupantów. O biciu, gwałtach na dzieciach, zabiciu 5-letniego chłopca przez siedmiu rosyjskich żołnierzy, wywożeniu dzieci odebranych matkom czterema autokarami w głąb Rosji, na krótko przed jej wyjazdem. Widziała znacznie więcej. Do Polski uciekała przez Odessę. Zajęło jej to 2 tygodnie.
12 kwietnia trafiła do punktu w Radymnie na Podkarpaciu. Tam żyła ponad trzy miesiące w 6-osobowym pokoju. Potem wolontariusze skierowali ją do Przysierska. Z 10-letnim Nikitą i 14 – letnią Kariną są tu od 1,5 miesiąca. – Mamy swój pokój – podkreśla z satysfakcją. Karina nie opuszcza go, boi się, zbyt wiele pamięta. Jest apatyczna.
Pani Wioletta zapewnia, że gdy dziewczyna będzie gotowa, przyjmie pomoc psychologów. Zoja i dzieci otrzymali podstawową pomoc. Potrzebują ciepłej odzieży. Nikita rozpoczął szkołę. Zoja od razu podjęła dorywczą pracę przy zbiorze owoców. To dumna kobieta, okrutnie doświadczona, stale zatroskana o swoje dzieci. Marzy o stałej pracy, aby móc zarobić, nie być obciążeniem i móc coś wysłać najbliższym.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie