
Dziewięcioro wolontariuszy pomaga wycieńczonym medykom z Nowego Szpitala w pracy na szpitalnym oddziale ratunkowym. Nam opowiadają swojej o swoich zadaniach
Komisarz Tomasz Rzepiński jest policjantem w Wojewódzkiej Komendzie Policji w Bydgoszczy. Pracę biurową łączy popołudniami z wolontariatem, bo do szpitala przychodzi codziennie od poniedziałku do piątku w godz. 17-21. - Musiałem zrezygnować z ćwiczeń i drobnych przyjemności. Jestem przyzwyczajony do pracy w biegu i przemieszczaniu się z jednego miejsca na drugie, bo wcześniej pracowałem w wydziale ruchu drogowego - mówi pan Tomasz. - Kiedy zobaczyłem ogłoszenie o pracy wolontariusza pomyślałem, że mogę pomóc, bo mam kwalifikowany kurs pierwszej pomocy. Spotkało się to ze zrozumieniem mojej żony i córki, co też jest dla mnie bardzo ważne - dodaje.
Pan Tomasz jest związany ze szpitalem, wiele lat mieszkał w sąsiednim bloku. Jego mama była laborantką, a ojczym lekarzem i ma sentyment do tej lecznicy. - Dzięki wcześniejszym doświadczeniom w pracy nie mam blokady, żeby umyć ludzi, przewinąć obłożnie chorych czy oczyścić otwartą ranę, dzięki temu mogę pomagać w takich czynnościach - opowiada pan Tomasz. Podstawowymi zadaniami wolontariuszy jest transport próbek do laboratorium, dostarczaniu wyników, transport i zaprowadzanie pacjentów na badania lub na oddział.
Najtrudniejsze sytuacje są, kiedy nie ma gdzie pomieścić ludzi, bo nagle przyjeżdża kilka karetek i ludzie sami przyjeżdżają na SOR. Zdarzyło się tak, kiedy zamknięte były szpitalny oddziały ratunkowe w Chełmnie i Grudziądzu.
- Zauważam, że bardzo dużym problemem jest to, że ludzie nie mają kontaktu z lekarzem pierwszego kontaktu. Leczą się na własną rękę, przedłużonymi lekami, a kiedy ich stan jest już poważny, zjawiają się w szpitalu i często wymagają hospitalizacji. Przynosząc wtedy ze sobą reklamówkę przyjmowanych leków - dodaje. Czasami ludzie nie rozumieją specyfiki tej pracy i się denerwują.
Zapytany czy boi się zakażenia odpowiada, że równie łatwo można zarazić się koronawirusem w markecie, gdzie niewiele ludzi przestrzega obostrzeń.
Lekarze, pielęgniarki i ratownicy są bardzo pomocni, doradzają i tłumaczą. Widać po nich zmęczenie, co u niektórych przejawia się w zachowaniu. Mimo to wolontariusze podkreślają, że nabrali jeszcze większego szacunku do ich pracy. - To bardzo trudny zawód - komentuje wolontariusz Paweł Witkowski, strażak ochotnik z OSP Przechowo. - Czasami pracuje się w napięciu, a czasami trzeba się nabiegać czy nadźwigać. To ciężka fizyczna praca - dodaje. Dla niego wolontariat to dobry trening udzielania pomocy, zmieniania opatrunków.
Studentka Emilia Rybak z Terespola Pomorskiego przychodzi do szpitala w weekendy. - Studiuję bezpieczeństwo wewnętrzne i dowiedziałam się, że mogę ten wolontariat potraktować jako praktyki - mówi Emilia Rybak. - Początki nie były łatwe, ale teraz już personel wie w jakich sprawach może na nas liczyć. W tej pracy każdy dzień jest inny. Czasami trzeba asystować przy pacjentach urazowych, ale chyba najtrudniejsze jest odwiezienie zwłok zmarłych. Personel jest bardzo sympatyczny i pomocny. Nauczyłam się między innymi prawidłowo podłączać kroplówki. Kto wie, może w przyszłości wybiorę jakiś zawód medyczny - dodaje.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie