
We wtorek po godz. 9 wybuchł pożar na poddaszu domu w Trylu (gm. Nowe). Dachu nie udało się uratować. Strażacy walczyli nie tylko z żywiołem, ale i z czasem. Starali się jak najszybciej ugasić pożar i zabezpieczyć budynek przed zbliżającą się nawałnicą.
Na miejsce ruszyło 10 jednostek straży. - Gdy dotarliśmy część dachu pokrytego eternitem była już zawalona - mówi prezes OSP Nowe Jarosław Steinborn. - W domu mieszkała wielopokoleniowa rodzina: młode małżeństwo z dwójką dzieci, rodzice i pani w podeszłym wieku. Żona właściciela pod wpływem emocji zasłabła. Trzeba było wezwać karetkę. Ratownicy podali kobiecie kroplówkę i zastrzyk. Źle poczuła się też jedna z dziewczynek. Wcale się im nie dziwię. To wielki dramat patrzeć, jak w ciągu kilku godzin traci się dobytek życia. Wiem, że przez lata inwestowali w ten dom każdą zarobioną złotówkę - dodaje.
Właściciel jeszcze przed przybyciem straży starał się wynieść na zewnątrz dwie butle z gazem o wadze 11 kg. Ostatecznie ani poddasza, ani dachu o wymiarach około 20 na 8 metrów nie udało się uratować. Pożar rozprzestrzeniał się błyskawicznie, tym bardziej, że na górze składowana była m.in. słoma.
Na miejsce w tym samym czasie, co strażacy przybył też burmistrz Nowego Czesław Woliński. Przyjechał też pracownik MGOPS. - Zaoferowaliśmy pomoc finansową i materialne, lokal zastępczy oraz wsparcie psychologa - mówi burmistrz. - Ostatecznie rodzina nie zdecydowała się na skorzystanie z lokalu gminnego, bo obok mieszka ich rodzina i tam będą nocować. Nie chcieli też pomocy psychologicznej. Dostarczyliśmy więc kontener, do którego wrzucane były pozostałości po pożarze. Razem ze strażakami zorganizowaliśmy też plandekę, którą został przykryty dach. Chodziło o jak najszybsze zabezpieczenie budynku przed ulewą. Jeszcze nie było na miejscu inspektora nadzoru budowlanego, ale wydaje mi się, że konstrukcja domu nie została naruszona i będzie nadawał się do naprawy - dodaje.
- Ci państwo są bardzo zdeterminowani by odbudować dom - mówi kierownik Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Nowem Arleta Maliszewska. - Nie chcieli pomocy materialnej, bo praktycznie wszystko z części mieszkalnej na parterze udało się wynieść. Zostały jedynie meble kuchenne w zabudowie, które uległy zalaniu. Poszkodowani czekają teraz na decyzję ubezpieczyciela. Nie wiedzą jaką kwotę uda im się uzyskać z ubezpieczenia. Mówią, że jedyne czego im potrzeba, to materiały budowlane - dodaje.
Według wstępnych szacunków straty wyniosły pół miliona zł. Udało się uratować mienie o wartości 50 tys. zł.
Fot. OSP Rychława, KP PSP w Świeciu
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie