
Weronika Sommer opowiada o chorobie, pasji i życiu prywatnym
Rodowita świecianka, kochająca matka i żona. Po maturze zamieszkała w Gdańsku. Jednak przywiązanie do naszego miasta sprawiło, że wróciła do Świecia i tu założyła rodzinę. Z mężem tworzą parę już od czasów gimnazjum. Przez jakiś czas pracowała w biurze - w dziale kadr, była odpowiedzialna również za organizację firmy. W tym okresie zaszła w ciążę i po niecałym roku od urodzenia synka usłyszała od lekarzy diagnozę - stwardnienie rozsiane.
Choroba szybko postępowała, zaczęła występować w około co dwumiesięcznych regularnie powtarzających się rzutach, to odmiana agresywna. Leczenie szpitalne oznaczało zakończenie pracy w biurze. Lekarze chcieli pominąć pierwszą linię leczenia i od razu przejść do drugiej. Oznaczało to, że w przyszłości kolejna ciąża nie byłaby możliwa. Weronika z mężem zdecydowali się jednak na drugie dziecko. Na świat przyszła Łucyjka lub po prostu Lusia.
Pewnego razu pod świąteczną choinką Weronika znalazła prezent od męża - maszynę do szycia. Mąż śmiał się, że na pewno nowe hobby szybko jej się znudzi. Jednak pasja zaczęła się rozwijać. Na początku szyła plecaki, potem były pierwsze próby z ubraniami. Jednak, jak mówiła, nie miała sumienia, żeby sprzedawać klientom odzież szytą na domowej maszynie. Zainwestowała więc w profesjonalny sprzęt. Wówczas zrodził się pomysł szycia autorskich bluz. Obecnie klienci komponując ubranie wg. własnego gustu, mają do wyboru trzy kroje i dwadzieścia kolorów tkaniny, uzupełnionych o około 30 gotowych wzorów. Pierwsze egzemplarze były szyte dla dzieci, potem również dla kobiet, a obecnie furorę robią kolekcje dla pszczelarzy i rowerzystów.
Najnowszym pomysłem Weroniki jest połączenie sprzedaży internetowej z prowadzeniem fundacji, której zadaniem byłaby m.in. współpraca z osobami ze zdiagnozowanym SM. Podczas swojej długiej terapii spotyka sporo osób dotkniętych tą chorobą, a wie jak potrzebna im jest rozmowa, porady i wsparcie. Wierzymy, że Weronice się uda, trzymamy kciuki i życzymy jak najwięcej zdrowia.
Fot. Nadesłane