Reklama

Strażacy pracują po godzinach jako ratownicy. Poczytajcie jak łączą te dwie funkcje

Mł. ogn. Krzysztof Nowacki i st. str. Mateusz Ligmanowski na służbie jako strażacy ratują nas i nasze dobytki od pożarów, a po pracy dalej pomagają. Są ratownikami świeckiego pogotowia, podobnie jak sześciu innych zawodowych strażaków z komendy

Okazało się, że strażacy z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Świeciu nie zostali oddelegowani do pracy pogotowiu. Oni robią to od zawsze.

Ośmiu zawodowych strażaków po godzinach pracuje jako ratownicy medyczni - Każdy z nas na początku przygody interesował się ratownictwem - zdradza Mateusz Ligmanowski. - Jedni bardziej byli związani z ratownictwem medycznym, inni z wodnym, a jeszcze inni z wysokościowym, biologiczno-chemicznym czy pożarnictwem. W pracy straży wszystkie te dziedziny przeplatają się ze sobą. Osobiście ratownikiem medycznym jestem od sześciu lat, a jako zawodowy strażak pracuje w komendzie od 3 lat - opowiada. 

Podobnie jego starszy doświadczeniem kolega Krzysztof Nowacki, który w pogotowiu pracuje od 2003 roku, a w straży od 2010 roku. Obecnie nie ma problemu, żeby łączyć te dwa fachy, bo mamy teraz inny podział na brygady - opowiada Nowacki. - Pracujemy co drugi dzień po 24 godziny, przez tydzień, a w kolejnym tygodniu mamy wolne, więc wybieramy dyżury na karetkach. W ten sposób oczywiście tylko wspieramy tych ratowników dla których jest to podstawowa praca - wyjaśniają strażacy. 

Czy strażacy mają siły na pracę na dwa etaty? - Z tym nie ma problemu - przyznaje Ligmanowski. Kiedy rozpoczęła się epidemia nie zastanawiali się też ani chwilę nad tym, żeby zrezygnować z ratownictwa. - My jesteśmy od tego, żeby pomagać - przyznaje Ligmanowski. - Wiadomo, każdy się boi o swoich bliskich rodzinę, dlatego staramy się wychodzić z pracy jak najbardziej jałowi, żeby nie narażać swoich bliski, ten kto może stara się znaleźć z jakieś zastępcze lokum: pokój, kuchnię i toaletę - dodaje.

Podczas epidemii strażacy zauważyli, że teraz faktycznie ludzie wzywają karetkę, kiedy jest stan bezpośredniego zagrożenia życia. - Kiedy służba jest normalna nie obawiamy się. Gorzej kiedy przytrafi nam się niepewny przypadek. Na przykład przeprowadzamy wywiad pod kątem COVID-19 i ktoś zapewnia, że nie miał kontaktu z osobą zarażoną, która wróciła z zagranicy, albo przebywa na kwarantannie, a podczas dalszej rozmowy wychodzi, że jednak był ten kontakt. Dlatego apelujemy do ludzi o mówienie prawdy. Niestety czasami ludzie to robią nieświadomie i narażają nas w ten sposób, a to może doprowadzić, że nie będzie miał kto leczyć, jeździć na karetkach. Nie sposób chodzić cały czas w pełnym ubraniu, czyli kombinezonie, goglach, maseczce, rękawiczkach - dodaje. 

Apelują też, żeby nie pojawiać się na SOR, jeśli mamy objawy koronawirusa tylko zgodnie z zaleceniami zadzwonić do sanepidu. 


 

Aplikacja nswiecie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nSwiecie.pl




Reklama
Wróć do