
Rodzina 70-letniego pacjenta Nowego Szpitala w Świeciu przez sześć dni nie miała informacji o krewnym, który został zabrany do szpitala karetką
9 kwietnia 70 - letni mieszkaniec gminy Pruszcz ze skierowaniem do szpitala trafił do świeckiej lecznicy. Już wcześniej źle się czuł i był słaby, leki przepisywane przez lekarza POZ nie przynosiły efektu i konieczna była hospitalizacja. - Teść czuł się tak źle podczas jazdy samochodem, że postanowiłem wezwać karetkę, w której ratownicy będzie czuwać nad jego stanem podczas transportu - opowiada krewny. - Mimo, że przekazywałem swój nr do kontaktu i informowania rodziny o stanie zdrowia, później miałem ogromne problemy, żeby dowiedzieć się czegokolwiek. Personel oddziału wewnętrznego tłumaczył się ochroną danych osobowych i przez telefon udzielał tylko informacji o tym, że mają takiego pacjenta lub odsyłali do lekarza prowadzącego. Dopiero po pięciu dniach, wielokrotnych próbach telefonowania, w sekretariacie udało mi się dowiedzieć kto jest lekarzem prowadzącym i skontaktować z nim - dodaje. Rodzina jest oburzona i gdyby nie znajomi, którzy pracują w szpitalu niemal przez tydzień nie mieliby niemal żadnej informacji o stanie zdrowia bliskiej osoby. - Rozumiem, że jest koronawirus, ale to przecież nie może być usprawiedliwienie dla pracowników szpitala, żeby nie udzielać informacji. Po to podaje się numer do informowania rodziny, żeby później było wiadomo, komu przekazywać informację. Odwiedzin nie ma, na oddział też nie może wejść każdy z ulicy, to jak dowiedzieć się, co dzieje się z bliskimi - dodaje zdenerwowany Czytelnik.
Zapytaliśmy co na to szpital. - Osoby bliskie mają prawo do uzyskania informacji o stanie zdrowia. - deklaruje Marta Pióro, rzeczniczka Grupy Nowy Szpital. - Informacje mogą być przekazane telefonicznie i udzielają ich lekarze. Jeśli są jakieś problemy ze skontaktowaniem się z oddziałem, to prosimy o kontakt z administracją szpitala. W każdej takiej sytuacji pomożemy - zapowiada.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Rzeczniczka jak zwykle -"...wszystko w normie..." kiedy ktoś wreszcie wywali ten personel na zbity ryj
Albo codziennie rodzina otrzymuje sprzeczne informacje o stanie zdrowia chorego, od skrajnego po cudowne uzdrowienie. Chorych w ciężkim stanie trzymają na korytarzu, a jak przeżyje to dopiero po ok 3 dniach kładą na salę. Na dodatek zabierają chorym telefony komórkowe, aby rodzina nie wydzwaniała. Tragedia. Umieramy nie na koronawirusa, ale na brak opieki. Lekarz któremu podpisywałem dokumenty nie wiedział o kim mówię, nie kojarzył chorego. Raj dla lekarzy i pielęgniarek.
Ja dzwoniłam o stan zdrowia mamy codziennie ,najpierw odbierała pielęgniarka chwilę poczekałam i dawała mi do telefonu Panią doktor. Nie miałam żadnego problemu i to było parę dni temu