
Doszczętnie spłonął jeden pokój domu, pozostała część budynku została okopcona i zadymiona. Zanim domownicy wrócą do domu trzeba przeprowadzić generalny remont
W piątek (7 sierpnia) około godz. 22.20 seniorka domu przy ul. Bukowej w Dolnej Grupie wyszła z łazienki i zauważyła, że z pokoju wnuka unosi się dym. - Rodzice byli wtedy w innej części domu, kiedy babcia powiedziała tacie, że coś się pali - opowiada Tomasz Stańczyk. - Kiedy tata wszedł do pokoju wszystko w stało już w ogniu. Tata nawet nie zdołał wlać tam przysłowiowej miski wody. Musieli uciekać na zewnątrz - relacjonuje. Kiedy druhowie dotarli na miejsce trzy osoby zamieszkujące dom były już na zewnątrz. Ogień wydobywał się przez okno dużego, parterowego domu. Strażacy odłączyli prąd od budynku, wynieśli ze środka butlę gazową i przystąpili do akcji gaśniczej. Pożar udało się ugasić dwoma prądami wody. Na szczęście płomienie nie przeniosły się na pozostałe części budynku. Spalił się doszczętnie jeden pokój oraz jego wyposażenie. - Strażacy musieli wynieść na zewnątrz meble i całe wyposażenie, żeby przelać je wodą - wyjaśnia dyżurny. - Straty wyceniono na 100 tys. zł. Ale uratowane mienia na 300 tys. zł - dodaje.
Domownicy nie mogli wrócić na noc do domu. Spędzili ją u sąsiadów. - Od soboty gmina Dragacz wynajęła dwojgu ludzi pokój w hotelu - mówi Ewa Dłużyńska, sekretarz gminy Dragacz. - Teraz budowlaniec musi ocenić czy konstrukcja budynku nie została naruszona przez pożar i akcję gaśniczą oraz jakie prace remontowe trzeba wykonać, żeby ludzie mogli zamieszkać z powrotem w swoim domu - dodaje.
Przed przybyciem służb zamieszkujący w domu mężczyzna próbował na własną rękę ratować dobytek, dokumenty i zasłabł. - Udzieliliśmy mu wsparcia psychicznego i podaliśmy tlen - wyjaśnia dyżurny KP PSP w Świeciu. 60-latek choruje na nadciśnienie i astmę, na szczęście nie wymagał przewiezienia do szpitala. Na miejscu zbadali go jeszcze ratownicy karetki, wezwanej do zdarzenia.
Prawdopodobnie przyczyną pożaru było zwarcie instalacji. - Strażacy stwierdzili, że zaczęło palić się w miejscu, gdzie stał stary, nieużywany już komputer lub router - zdradza pan Tomasz.
Teraz cały dom nadaje się do remontu. W pokoju, gdzie wybuchł pożar nie zostało nic. - Tynki poodpadały ze ścian, do wymiany nadaje się również cała instalacja elektryczna w domu - opowiada pan Tomasz. - Dlatego będziemy wdzięczni za każdą pomoc. Najważniejsze teraz jest, żeby przed zimą rodzice i babcia z powrotem mogli przenieść się do domu. Praktycznie w całym domu trzeba skuć tynki i położyć na nowo, bo wszędzie unosi się swąd spalenizny - dodaje. Gdyby ktoś chciał wesprzeć rodzinę Stańczyk z Dolnej Grupy można się kontaktować bezpośrednio z synem Tomaszem pod nr tel. 781 851 427.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie