
- Zamierzam odpowiedzieć na apel o oddawanie osocza przez ozdowieńców i wybrać się do centrum krwiodawstwa - mówi Iwona Karolewska, sekretarz powiatu, która podzieliłą się z nami swoją historią i opowiedziała o przebytej chorobie COVID-19
Podczas naszej ostatniej rozmowy wspomniała Pani, że zakaziła się koronawirusem. Podejrzewa Pani kiedy do tego mogło dojść?
- Pierwsze objawy zaczęły pojawiać się po II Biegu Niepodległości, organizowanym 11 listopada. Na początku nie kojarzyłam ich z koronawirusem. Prowadziłam tam z koleżanką stoisko powiatu świeckiego. Wzięłam też udział w 5-kilometrowym marszu. Po kilku dniach zaczęłam słabiej się czuć. Bolały mnie mięśnie. Najpierw zmartwiłam się, że mam słabą kondycję i, że tak krótka trasa dała mi w kość. Podejrzewałam też, że może po prostu przemarzłam i przeziębiłam się. Wszystko wyjaśniło się już 14 listopada, gdy dowiedziałam się, że koleżanka, z którą miałam tego dnia kontakt otrzymałą pozytywny wynik testu na koronawirusa. Zostałam skierowana na kwarantannę i mój wynik również był pozytywny.
Jaki objaw COVID-19 był dla Pani najbardziej uciążliwy?
- Ogólnie nie czułam się najlepiej, choć nie miałam na szczęście gorączki, ani duszności. W międzyczasie straciłam również węch i smak. Bardzo przykrym objawem, poza bólem mięśni, był ogromny ból oczu. Sporo też mówi się o mgle mózgowej. Być może też mnie to wówczas dotknęło. W każdym razie, czułam się w czasie choroby nieswojo. Mimo, że Marcin Warmke z biblioteki miejskiej przygotował dla mnie paczkę z zestawem książek, ból i osłabienie powodowały, że nie byłam w stanie czytać.
Czy osoby z Pani otoczenia również się zakaziły?
- Co ciekawe, mój mąż nie zakaził się koronawirusem, choć cały czas ze mną przebywał podczas kwarantanny. Jego test był ujemny. Odwiedzał nas przez te dni, gdy jeszcze nie wiedziałam o zakażeniu syn. On niestety zachorował i podobnie jak ja, miał objawy. Na szczęście nie zaraził się ode mnie nikt w pracy. Sanepid też nie zdecydował się wysyłać stamtąd nikogo na kwarantannę. Zgodnie z obecnymi wytycznymi, by być na nią skierowanym, trzeba mieć kontakt z zakażonym przez minimum 15 minut bez maseczki. W starostwie zadziałały procedury, czyli dystans, dezynfekcja, zasłanianie twarzy i odpowiednia organizacja pracy.
Czy była Pani pod opieką lekarza?
- Sama zgłosiłam się telefonicznie do przychodni. Jestem alergikiem i choruję na astmę, więc obawiałam się zakażenia. Lekarz zalecił brać witaminę C, D3, cynk, przyjmować dużo płynów, a w razie wystąpienia gorączki - zbijać ją powszechnie dostępnymi lekami przeciwzapalnymi. Szczerze mówiąc, to przygotowywałam się od dłuższego czasu na wypadek zakażenia. W tym roku po raz pierwszy, zgodnie z zaleceniami, zaczepiłam się przeciw grypie. Polecane suplementy brałam też przed chorobą. Być może dlatego dość dobrze ją przeszłam.
Mogła Pani liczyć na pomoc z zewnątrz w czasie izolacji?
- Otrzymaliśmy sporo wsparcia od znajomych, którzy często dzwonili ze słowami otuchy i propozycjami pomocy. Zaskoczyło mnie, że już na drugi dzień zadzwonił do mnie pracownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Świeciu z pytaniem czy potrzebuję pomocy w zrobieniu zakupów lub załatwieniu spraw. Nie skorzystałam z tej pomocy, bo zakupy robiła nam w tym czasie rodzina i koleżanka. Straż miejska bardzo szybko dostarczyła nam czerwone worki na odpady, które potem odbierał ubrany w kombinezon pracownik ZUK. Zainstalowałam też na telefon rządową aplikację “Kwarantanna domowa”.
Sporo osób ma obawy i mówi, że tej aplikacji nie zainstaluje. Pani nie miała oporów?
- Jestem zdyscyplinowanym obywatelem i stosuję się do wytycznych. Myślę, że dzięki temu, że zainstalowałam tę aplikację, ułatwiłam pracę innym osobom. Przykładowo, słyszałam, że pod domy osób będących na kwarantannie podjeżdżają policjanci, by sprawdzić, czy domownicy są w środku. Do mnie nie przyjeżdżali. Dostawałam natomiast co jakiś czas prośbę z aplikacji, bym zrobiła sobie zdjęcie i je przesłała. Teraz, gdy przeszłam już COVID-19 zamierzam odpowiedzieć na apel o oddawanie osocza przez ozdrowieńców i wybrać się do centrum krwiodawstwa.
Dziękuję za rozmowę.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Pani Karolewska bardzo dobrze dba o swoje public relations. Bardzo się boję, że jak otworzę lodówkę, to też tam będzie. Czyżby była namaszczona na następcę Starościny?