
Siedem miesięcy działalności Żołnierzy Wyklętych w Borach Tucholskich spędzało sen z powiek ówcześnie rodzącej się władzy Polski. Działali od Tucholi po Nowe. Bywał tu „Łupaszka”, stąd „Inka” ruszyła w swą ostatnią podróż.
1 kwietnia w Bory Tucholskie trafiła pierwsza grupa partyzantów 5. Brygady Wileńskiej AK mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Dowodził nią Henryk Wieliczko „Lufa”. Grupa siedmiu osób, miała za zadanie rozpoznać teren przed przybyciem kolejnych żołnierzy. Ci, w połowie kwietnia wyruszyli spod Malborka. Po koncentracji w Borach Tucholskich, podzielili się na dwa pododdziały. Jednym dowodził Zdzisław Badocha ps. „Żelazny”. Drugi oddział z „Lufą” i „Łupaszką” operował w tym czasie po wschodniej stronie Wisły i w Borach pojawiał się na koncentrację sił.
ŚMIERĆ W TLENIU
Zastępcą Badochy był Olgierd Christa „Leszek”, który spisał wspomnienia z Borów Tucholskich. Jedną z najbardziej znanych akcji, jest ta w Zaroślu, w gminie Śliwice, gdzie zatrzymali pociąg z pomocą UNNRA, a zarekwirowane paczki z żywnością porozwozili po zaprzyjaźnionych miejscowych gospodarstwach. Wileńczycy szczególnie upodobali sobie okolice Śliwic, jednak nie brakuje epizodów związanych i z ziemią świecką. W maju doszło do wydarzeń, które funkcjonariuszy bezpieki doprowadziły do furii. Zaczęło się od Tlenia, 4 maja 1946 roku około godziny 12.00 bez jednego wystrzału grupa opanowała dworzec. Funkcjonariusze SOK zostali rozbrojeni, oddział zyskał więc pepeszę, 200 sztuk amunicji, pas do kbk oraz ładownicę. Szwadron zdecydował się poczekać na najbliższy nadjeżdżający pociąg. Po godzinie wjechał na stację w Tleniu pociąg osobowy. Ekipa wystawiła więc czujki i ruszyła do legitymowania pasażerów poszukując członków Polskiej Partii Robotniczej. W naszej okolicy „leśni” mieli ciekawy zwyczaj. Znajdując PPR-owców, często… spuszczali im lanie na gołe pośladki. Tym razem jednak trafili na funkcjonariusza urzędu bezpieczeństwa z Drawska Jana Talpę. Po wyprowadzeniu go z pociągu skład zwolniono, szwadron z jeńcem ruszył zaś wzdłuż torów na północ. Około dwóch kilometrów dalej w rejonie leśniczówki Wygoda z rozkazu „Żelaznego” zatrzymany funkcjonariusz został rozstrzelany. Na jego zwłoki natknięto się przypadkiem ponad miesiąc później.
INKA W BORACH TUCHOLSKICH
19 maja odbył się słynny „rajd”, który ściągnął w Bory wojsko i żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W przeciągu jednego dnia oddział „Żelaznego” rozbroił siedem posterunków milicji. Często żołnierze „Łupaszki” napotkanym oddziałom wojska czy milicji rekwirowali… buty, bo te od długich marszów szybko się niszczyły. W czerwcu zatrzymano pociąg na stacji w Bąku, tutaj dowodził już Christa bo Żelazny został ranny koło Sztumu. Sytuacja w Bąku stała się „powodem” wyroku śmierci dla Danuty Siedzikówny „Inki”, która na muszce trzymała zawiadowcę stacji. Ona sama została wysłana w lipcu po leki do Gdańska. Ruszyła z Lipowej w gminie Śliwice. W niedalekiej wsi Zwierzyniec Wyklęci mieli zaprzyjaźnione gospodarstwo. Siedzikówna 20 lipca tam miała wrócić stało się jednak inaczej. Zamiast "Inki" na dworcu czekali funkcjonariusze KBW i wywiązała się potyczka pomiędzy nimi a żołnierzami Łupaszki.
"MOSKITO" SPOCZĄŁ W JAKUBOWIE
Po potyczce w Lipowej Christa został ranny, wrócił do oddziału w sierpniu. We wrześniu znali już los „Inki”. Została rozstrzelana na 5 dni przed swoimi 18 urodzinami. W październiku, z racji zagęszczonych sił władzy ludowej na dotychczasowym obszarze działania, przenieśli się na wschód. 8-9 października dokonali akcji rekwizycyjnych w gospodarstwach w mieście Nowe, Górnych Morgach, Bąkowskim Młynie i Brzezinach. Tam też doszło do jednej z tragedii. W Brzezinach spożywali kolację, zaczęły się strzały. Tadeusz Urbanowicz „Moskito” wybiegając z domu, w którym przebywali żołnierze otrzymał ciężki postrzał w nogę. Strzelali, jak się później okazało, dwaj funkcjonariusze posterunku milicji z Osia. Urbanowicz po otrzymaniu postrzału krzyknął „Czołem chłopaki!” i strzelił sobie w skroń. Konnym wozem jechali do Tlenia, do lekarza. „Moskito” jednak zmarł nie odzyskują przytomności. Pod osłoną nocy pochowano go na starym cmentarzu ewangelickim w Jakubowie, w gminie Lniano, w trumnie zbitej przez miejscowych. Następnego dnia wykopali go ubecy i sfotografowali się z jego zwłokami. „Moskito” został ekshumowany przez rodzinę dopiero w 1995 roku. Do dziś na cmentarzu w Jakubowie stoi jego symboliczny nagrobek.
fot. Tadeusz Urbanowicz "Moskito" i jego symboliczny nagrobek.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
W czyich gospodarstwach ta grupa dokonała rekwizycji? Tak niby wyglądała walka wyklętych, napady na kolejarzy, zastraszanie ludzi, żeby wyłuskać jednego peperowca. Nie dziwi mnie, że nie mieli w Borach wsparcia.
Mylisz się, żołnierze Łupaszki cieszyli się wielką sympatią mieszkańców Pomorza i uzyskiwali od nich wsparcie. Pochodzę z Brzezin i znam szczegóły śmierci Moskita i walki stoczonej przez partyzantów z oską milicją. Znane jest też nazwisko zdrajcy, który zawiadomił posterunek milicji o pobycie oddziału w Brzezinach, ale pominę je przez litość. Mieszkańcy Brzezin zapamiętali wizytę "łupaszkowców" we wsi jako ważne wydarzenie, gdyż partyzanci dokonali publicznej chłosty na samozwańczych "milicjantach", panoszących się z opaską na ramieniu oraz na kilku typach współpracujących z komunistami. Co ciekawe, ukarano też miejscowego złodziejaszka i kłusownika. Jako ciekawostkę dodam, że dom w którym stacjonował oddział jeszcze do niedawna nosił ślady kul po ostrzale milicji, niestety kilkanaście lat temu został otynkowany. Choć w potyczce tej zginął Moskito, akcja milicji zakończyła się klęską i ucieczką komunistycznych funkcjonariuszy. Jeden z nich schował się w "parowniku" u sąsiada i dopiero wiele godzin po strzelaninie mieszkańcy Brzezin go tam znaleźli. Okazało się, że narobił w portki, co stało się powodem żartów na długie lata, był to bowiem dobrze znany miejscowym mieszkaniec Żura (to nazwisko też pominę przez litość).
Zabili człowieka bez wyroku i sądu?na rozkaz?
Zabili człowieka bez wyroku i sądu?na rozkaz?
Żołnierze wyklęci inaczej bandyci przeklinani, przez miejscową ludność, za to, że podobała im się zabawa w wojnę. I pomyśleć, że pislamszczyzna bandytyzm tych morderców uczciła dzień 1 marca ku ich pamięci. Rzygać się chciało widząc klęczącego rezydenta.
weź się je***nie w czoło
Mam to samo uczucie wymiotne. Ci to jeszcze mordowali w 1946r,ale ci bohaterowie z lat późniejszych. Niewiedzieli, że Polska została w Jałcie sprzedana, że żadnej wojny z ruskimi nie będzie. Dla mnie była to już zwykła gangsterka i przykro, że to piszę, ale ich los nie mógł być inny. Trzeba też nie przeinaczać historii, bo po wojnie wcale wszyscy nie byli tacy antykomunistyczni. Późniejsze lata to pewnie zmieniły.
ubeckie kondony się odezwały