
Marzył o tym, żeby zostać strażakiem od dziecka. Teraz spełnia się w pracy, którą lubi i z oddaniem pomaga ludziom. Za bohaterską postawę oraz szczególne osiągnięcia został nagrodzony w Dniu Strażaka
Mł. ogn. Tobiasz Arczyński razem z kolegą wszedł w grudniu 2019 r. do płonącego domu, żeby uratować 83-letnią mieszkankę. - Podczas takich akcji ryzyko zawsze jest duże - przyznaje mł. ogn. Tobiasz Arczyński. - Musimy chronić innych, ale siebie też. W Świekatowie to był impuls. [Kiedy jednostka straży ze Świecia dotarła do Świekatowa cały dom objęty był już ogniem - przyp.red]. Podejmowaliśmy dwie próby wejścia do środka. Za pierwszym razem szybko wyszliśmy, bo temperatura była za wysoka. Za drugim razem po użyciu wentylatorów udało mi się dojrzeć, gdzie kobieta leży, więc rzuciłem szybkie hasło, weszliśmy z kolegą do środka i szybko ją wynieśliśmy. Naszym akcjom zawsze towarzyszy adrenalina. Dopiero później człowiek zdaje sobie sprawę jak duże było ryzyko - dodaje. Strażak zdobył nie tylko uznanie kolegów i swoich przełożonych. Za bohaterską postawę, wzorowe wykonywanie zadań służbowych oraz szczególne osiągnięcia nagrodę pieniężną przyznał mu Komendant Główny PSP.
Tobiasz Arczyński pochodzi z Przysierska i od dzieciństwa przyglądał się pracy strażaków z miejscowej jednostki OSP. - Bardzo mnie to fascynowało - przyznaje. - Zawsze biegło się zamknąć bramę czy rozwinąć węże, a kiedy był już ten czas, żeby wstąpić do drużyny młodzieżowej, oczywiście tak zrobiłem - przyznaje.
Marzył o zostaniu strażakiem i udało mu się te marzenia z dzieciństwa spełnić. - Zrobiłem szkołę medyczną, żeby zdobyć dodatkowe punkty podczas rekrutacji i starałem się o miejsce w jednostce, co nie jest łatwe, bo przejść trzeba wszystkie etapy: kwalifikacja medyczna, testy sprawności itd. - opisuje.
Arczyński przyznaje, że straż nie jest dla wszystkich, bo w tej pracy każdy dzień jest inny i nie wiadomo co się przydarzy, nic nie da się zaplanować. - Nie można po 8 godzinach iść do domu i zapomnieć. U nas dyżury trwają 24 godziny i czasami jeszcze 5 minut przez zakończeniem zmiany słychać dzwonki i trzeba jechać do akcji - podkreśla. - Czasami błahe zdarzenie może okazać się trudne. Dla przykładu zdjęcie kota z drzewa będzie wymagało więcej zaangażowani i wysiłku niż tylko rozstawienie drabiny. Najgorzej jest, jak ktoś wzywa nas do kolizji, a dojeżdżając na miejsce widzimy poważny wypadek z zakleszczonymi w środku ludźmi. Tak było między innymi w przypadku braci, który zginęli w Terespolu Pomorski, po zderzeniu z pługiem. Wtedy nawet człowiek nie zdąży się przygotować psychicznie na to co zastanie. Takich sytuacji, tych scen się nie zapomina, ale pomaga przegadanie ich w jednostce z chłopakami. Zawsze sobie analizujemy co można było zrobić lepiej, co poprawić i wtedy można odreagować. Co ważne w komendzie każdy może liczyć na wsparcie kolegów - podkreśla.
syl
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie