
Nad Wdą w latach dwudziestych działała Szkoła Specjalistów Morskich. Szeroko o edukacji w niej pisał Karol Olgierd Borchardt w swej kultowej książce „Znaczy Kapitan”
P odoficerowie Marynarki Wojennej RP trafiali w latach dwudziestych na przeszkolenie do Świecia do Szkoły Specjalistów Morskich. Gdańsk do Polski nie należał, a Gdynia jako ośrodek morski dopiero rysowała się w rządowych planach.
Dziś następcą szkoły ze Świecia jest Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej w Ustce. Placówka w Świeciu zaczęła działalność w 1921 roku. Wcześniej marynarzy dwa lata szkolono na Wiśle w Modlinie, jednak z powodu wybuchu wojny polsko-bolszewickiej naukę przerwano, a marynarze trafili na front.
Po zakończeniu walk szkołę przeniesiono do grodu nad Wdą i Wisłą, gdzie jej siedziba mieściła się w dzisiejszym budynku SP nr 7. Trafiali tam poborowi, którzy w przypadku wojny mieli stanowić kadrę podoficerską na pokładach jednostek MW RP. Szkoła kształciła w kilkutygodniowych turnusach odbywających się latem. Żeby błyskawicznie przygotować do służby na okrętach wojennych, trafiali tam ludzie, którzy mieli już pojęcie o służbie na morzu, najczęściej prawie wszyscy absolwenci Szkoły Morskiej w Tczewie, zanim trafili do floty handlowej.
Ze Świecia wychodzili następujący specjaliści: sterownicy, sygnaliści, mechanicy turbin, palacze, motorzyści, radiotelegrafiści, nurkowie, elektromechanicy, marynarze pokładowi, minerzy, torpedyści, sanitariusze, strzelcy, a także kucharze oraz muzykanci.
Szkoła Specjalistów Morskich w Świeciu w 1923 roku według stanu na dzień 17 sierpnia liczyła 220 osób. W trakcie praktycznej nauki marynarze wszystkich klas strzelali na strzelnicy garnizonowej, uczestniczyli w zajęciach polowych, na placu ćwiczebnym w Sulnówku oraz odbywali naukę wiosłowania na Wdzie.
W ten sposób w Świeciu pojawił się Karol Olgierd Borchardt, legenda polskiej powieści marynistycznej, który szeroko wspominał swój pobyt w Świeciu w książce „Znaczy kapitan”.
„Do kadry w Świeciu trafiłem nieco później od kolegów (...). Zobaczyłem ich ogolone głowy, jak maszerowali w kolumnie czwórkowej.” To początek opisów pastwienia się nad młodymi oficerami marynarki handlowej przez prowadzących zajęcia podoficerów, którzy najczęściej rekrutowali się z floty pruskiej i młodszym kolegom zazdrościli zdobytego już wykształcenia.
Borchardt szkołę nieustannie nazywa kadrą: „Kadra miała na celu przerobienie nas w jak najkrótszym czasie z osób cywilnych na (pod)oficerów marynarki wojennej. Odbywało się to z zastosowaniem zasad Fryderyka Wielkiego, przeszczepionych następnie do Kaiserliche Kriegsmarine, a stamtąd do nas przez usta starych podoficerów wywodzących się z tejże marynarki.
Kadra była przepełniona ludźmi, miejsca było mało, umundurowania również. W malutkich izbach żołnierskich mieściły się trzy pokłady łóż.” Borchardt pisze, jak młodzi adepci szkoły w Tczewie z pobłażliwością i wyrozumiałością traktowali szykany podoficerów byłej pruskiej armii. „Staszek posłusznie siada w miejscu wybranym przez mata, w samym środku kałuży. Wyciąga nogi i przybiera przepisowo zawstydzony wyraz twarzy. W tym momencie nadchodzi jeden z kolegów gimnazjalnych Staszka, który wolał marynarkę wojenną niż handlową i już jako oficer trafił do kadry w Świeciu. Widząc swego kolegę w postawie „siadł i wstydził się” w samym środku kałuży, rzuca się do sprężonego przed nim na baczność mata: - Jak śmiecie coś podobnego! Ale siedzący w wodzie Staszek wstawia się za matem, cedząc wymawiane słowa wolno przez nos: - Rysiu! Daj mu spokój. Przecież on i tak tego nie zrozumie, a ja wytrzymam.
Okres rekrucki zakończył się utwierdzeniem naszych przełożonych w ich „wspaniałej” metodzie przez zaproszenie całej kadry podoficerskiej na pożegnalne przyjęcie. Mimo twardych warunków, Borchardt wspomina swój pobyt w Świeciu z sympatią, nie opisuje jednak w zasadzie w ogóle tego, czym zajmowali się rekruci w wolnym czasie na ziemi świeckiej. W 1927 roku szkołę przeniesiono na okręt hulk ORP „Bałtyk”.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie