Reklama

Po wypadku z motorówką 49-latek na nowo uczy się chodzić. Rodzina opowiada jak wyglądało zdarzenie

- Dawał znaki sternikowi motorówki, tylko dzięki temu, że zanurkował jeszcze żyje - opowiada Bogdan Major, ojciec poszkodowanego podczas wypadku w Grzybku

Po artykule Kierowca motorówki stanie przed sądem dotyczącym wypadku, w którym w lipcu ub. r. na Zalewie Żurskim motorówka WOPR-u przepłynęła po pływaku, głos zabrała rodzina poszkodowanego. - Nieprawdą jest, że na zalewie była duża fala - wyjaśnia Bogdan Major. - Tafla wody była spokojna, byłem tam tego dnia, kąpałem się i pływałem, byłem również na cyplu przy ośrodku „Białe błota” - wyjaśnia. 

Prokuratura orzekła, że mężczyzna nie doznał ciężkich obrażenia ciała, a dla 49-latka zdarzenie było ogromnym cierpieniem, które przekreśliło jego życiowe plany i pozostawiło trwały uszczerbek na zdrowiu. - Mój syn doznał poważnych uszkodzeń i złamań obu nóg. W prawej, kość pocięta była przez śrubę (sprawca nie wyłączył silnika) na ponad 20 kawałków, pocięte były również ścięgna i układ nerwowy, w drugiej uszkodzony został nerw kulszowy i ścięgno Achillesa - wylicza Bogdan Major. - Uszkodzenia są znaczne, trwałe i stwarzają ryzyko poważnych powikłań, niektóre już się ujawniły. W szpitalu mój syn walczył przez trzy tygodnie. Początkowo było ryzyko amputacji nogi. Szansę zyskał tylko dzięki szybkiej i sprawnej akcji ratowniczej oraz profesjonalizmowi i troskliwej opiece lekarzy z grudziądzkiego szpitala. Teraz czekają go kolejne operacje oraz leczenie i rehabilitacja do końca życia. Poszkodowany, ojciec i jedyny żywiciel sześcioosobowej rodziny, do końca życia będzie walczył o normalne funkcjonowanie - dodaje.

Ratownicy WOPR twierdzą, że pływaka nie było widać. Tymczasem rodzina podkreśla, że wcześniej skuter mijał go co najmniej dwa razy. - Tuż przed wypadkiem, widząc szybko płynącą łódź, dawał znaki ręką - relacjonuje pan Bogdan, któremu syn opowiadał przebieg zdarzenia. - Uniknął śmierci tylko dzięki temu, że przy braku reakcji prowadzącego na swoje gesty, zanurkował. Po wypadku mimo bólu i obrażeń o własnych siłach wypłynął na powierzchnię - dodaje. 

Z relacji ratowników wdeckiego WOPR dowiedzieliśmy się, że mają kontakt z poszkodowanym, który chodzi i tylko „utyka na jedną nogę”. - On uczy się chodzić o kulach, bez nich chodzić nie może, a jeszcze niedawno poruszał się na wózku inwalidzkim - wyjaśnia ojciec poszkodowanego. - Nieprawdą jest troska pana prezesa WOPR o poszkodowanego. Minęło już sześć miesięcy od wypadku i nie okazał on bezpośredniego zainteresowania stanem zdrowia i losem pływaka, a kontakt ma jedynie bezpośredni sprawca wypadku - dodaje. 

Zdaniem rodziny tłumaczenie ratowników, że pływak płynął w miejscu nieoznakowanym, jest absurdalne. - W tej okolicy nie ma żadnych oznakowanych miejsc, nie ma też innych ograniczeń - twierdzi Bogdan Major. - Sam wielokrotnie pływałem po tym akwenie pomiędzy Żurem, a Maderą i Grzybkiem. Oba pojazdy patrolowe pływały z dużą prędkością i widać nikt się uważnie powierzchni wody nie przyglądał. A jeśli kierowca motorówki nie spodziewał się pływaka, to jaki sens mają patrole? - dodaje. Stwierdzenie prezesa WOPR-u, że wszystko było w należytym porządku ojciec poszkodowanego nazywa kpiną. 

Prokuratura złożyła do sądu wniosek o warunkowe umorzenie postępowanie, jednak z takim zakończeniem nie zgadza się poszkodowany, również z uwagi na społeczny aspekt sprawy. Sprawa trafi na wokandę. - Z tego zdarzenia trzeba wyciągnąć konsekwencje i naukę na przyszłość, żeby podobne sytuację nigdy więcej nie miały miejsca - podkreśla Major. 

Poszkodowany zamierza także starać się o odszkodowanie na drodze cywilnej. Koszty leczenia już wyniosły kilkadziesiąt tysięcy złotych.

 

Aplikacja nswiecie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Kasia - niezalogowany 2021-02-08 09:06:25

    Prezes Wdeckiego wopr jak zawsze próbuje wybielać swoją ekipę. „Kuśtyka na jedną nogę”, a poszkodowany uczy sie chodzić na nowo - To jakieś jaja. Rozwiązać ten Tleński układ patologi i zaprzestać wyścigów motorówkami po Jeziorze Żurskim

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Czytelniczka - niezalogowany 2021-02-08 11:24:28

    Zgadza się, zapierdzielają ta motorówka ja szaleni chcą się popisać tylko przed kim

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Stefek - niezalogowany 2021-02-08 10:40:06

    Zwolnić prezesa WOPR Żenada Tak się robi w cywuzowanymkraju Nie sprawdził się

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Kapitan ubota - niezalogowany 2021-02-08 10:45:13

    Może sternik spodziewał się okrętu podwodnego... Kpina.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    RW - niezalogowany 2021-02-08 20:06:07

    Dziwne, tego dnia był silny wiatr a tafla wody była spokojna ? Sprawę można porównać do pieszego poruszającego się nocą bez kamizelki odblaskowej, no dalej kierowcy, wypowiedzcie się jak to jest z widocznością takich osób. Rodzina poszkodowanego zwęszyła kasę i nagle zmienia zupełnie zeznania, wypadki się zdarzają. Skoro Pan dokładnie wiedział że są prowadzone patrole to dlaczego nie uzbroił się w bójkę lub czepek? Jest mi przykro jak traktowani są ratownicy którzy są OCHOTNIKAMI, czasami nie usłyszą nawet głupiego dziękuję jak uratują komuś życie, ale jak stanie się wypadek to nie zostawia się na nich suchej nitki. Ahh ta mentalność Polaków. PS. Nie zapominajcie o kąpieli podczas czerwonej flagi, oczywiście po %

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Gość - niezalogowany 2021-02-09 08:15:27

    Czyli ludzie mają uważać na ratowników, a nie ratownicy na ludzi? Ciekawa koncepcja. Co to za "patrol" jeżeli nie widzą kogoś kto pływa? Zauważą kogoś kto się topi? Usłyszą coś? A że ochotnicy? Do pływania motorówką i skuterem po zalewie? Też byłbym zdolny do takiego poświęcenia. Może skuteczniejsze byłyby dyżury na plaży w Grzybku, bo patrole mają mały sens.

    • Zgłoś wpis
  • RW - niezalogowany 2021-02-09 18:55:40

    Po pierwsze, aby pełnić dyżur ratowniczy na plaży w Grzybku plaża musiałaby spełniać normy kąpieliska strzeżonego, mam nadzieje że zdajesz sobie sprawę z tego że do pechowego wypadku doszło na otwartym akwenie a nie przy „plaży”. Widzę że nie zrozumiałeś/aś porównania. Gdyby pływak (który był „ratownikiem wodnym”) miał troszkę wyobraźni i wziął ze sobą bojkę asekuracyjna choćby dla własnego bezpieczeństwa (podczas pływania może wystąpić skurcz, zawał, udar lub mnóstwo innych losowych zdarzeń zagrażających życiu pływaka) to napewno sternik zauważyłby bez problemu taką osobę. Niestety stał się wypadek, powinien być on również lekcją dla innych pływaków, że bojka to PODSTAWA do wypływania na otwarte wody. Tłumaczenie że nie ma znaków o zakazie pływania jest kiepskie, w nocy również mogę się położyć na środku drogi i mieć pretensje do kierowcy że mnie przejechał? Powinna wrócić karta pływacka, zasady z żółtym czepkiem poza wyznaczonymi miejscami itp. Napewno by to nie zaszkodziło, a wręcz poprawiło bezpieczeństwo nad wodą.

    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nSwiecie.pl




Reklama
Wróć do