
Plan Małgorzaty Kasprzyk był prosty - urodzić syna, wrócić do domu już we dwójkę i cieszyć się życiem. - Jednak od porodu, a minęło już prawie sześć lat, mam nieustanne problemy ze zdrowiem. Wcześniej uprawiałam sport, byłam aktywna, a teraz żyję w bólu, jestem niepełnosprawna - skarży się kobieta
Pani Małgorzata urodziła syna 1 lutego 2015 r. przez cesarskie cięcie w Nowym Szpitalu w Świeciu. Były do tego wskazania medyczne. - Już w trakcie operacji czułam, że coś jest nie tak - opowiada była pacjentka. - W pewnym momencie lekarz powiedział do pielęgniarki “przeciąłem tętnicę macicy, nie mogę tego chwycić”. Po operacji, mimo znieczulenia, czułam ogromny ból. Pytałam co z moją tętnicą, ale personel mnie zbywał. Wszyscy mówili, że to normalne, że boli, że jestem przewrażliwiona i podawali kolejne leki przeciwbólowe. Ból mimo to narastał. Po kilkunastu godzinach zaczęło mi się robić gorąco i zimno na zmianę, byłam zlana potem, bolało tak bardzo, że krzyczałam - dodaje.
Gdy pielęgniarka zbadała jej ciśnienie, okazało się, że jest wyjątkowo niskie, bo 80/50. Personel zadzwonił do ordynatora oddziału doktora Ahmeda Tantusha. - Ordynator przyjechał natychmiast, o godz. 3 w nocy z domu w Bydgoszczy - opowiada pani Małgorzata. - W międzyczasie wykonano badania usg i tomografem. Okazało się, że mam krwawienie wewnętrzne, trzecie stadium szoku organizmu, straciłam 30 proc. krwi. Po 16 godz. cierpienia znów trafiłam na salę operacyjną - dodaje.
Kobieta twierdzi, że od czasu porodu nieustannie ma problemy ze zdrowiem. - Zacząłem kuleć na prawą nogę i odczuwać ogromny ból - mówi pani Małgorzata. - Dwa lata zajęło ustalanie, co mi dolega. W końcu okazało się, że mam uszkodzony nerw skórny boczny uda prawego. Mówiono mi, że to wina zrostów, które powstały po cesarskim cięciu. Lekarze zaczęli zapisywać coraz większe dawki ketonalu, potem tramalu. Mój stan był na tyle poważny, że nie mogłam normalnie pracować. Otrzymałam lekki stopień niepełnosprawności. Dopiero w 2019 r. trafiłam do neurochirurga, który zdecydował o wszczepieniu do kręgosłupa stymulatora, który przesyła sygnał do nogi i w pewnym stopniu uśmierza ból. Pierwsza bateria wytrzymała 7,5 miesiąca. Czekała mnie kolejna operacja. Moje życie to ciągłe jeżdżenie po przychodniach i szpitalach - dodaje.
Kobieta ma żal do ginekologa-położnika Michała S., który wykonywał cesarskie cięcie. Złożyła pozew przeciw Nowemu Szpitalowi. Domaga się 64 tys. zł zadośćuczynienia i 650 zł miesięcznie dożywotniej renty.
Sąd zwrócił się o opinię do biegłego sądowego z dziedziny medycyny. Ten jednak w swoim opracowaniu zaznaczył, że trudno jest wskazać, że działania personelu medycznego Nowego Szpitala miały bezpośredni wpływ na późniejszy stan zdrowia kobiety.
- Przez niepełnosprawność jestem pozbawiona części dochodów - tłumaczy pani Małgorzata. - Nie mogę pracować w wyuczonym zawodzie (rzeźnik-wędliniarz), bo nie mam na to sił. Zatrudniłam się w zakładzie pracy chronionej, ale jestem często kierowana na zwolnienia lekarskie. Są takie dni, że z bólu nie mogę w nocy spać, a rano wstać. Cierpi na tym nie tylko moje życie zawodowe, ale i osobiste. Renta od szpitala pozwoli mi pokryć koszty leczenia. Jeśli przegram w sądzie pierwszej instancji, nie poddam się, będę walczyć dalej. Są jeszcze apelacja i kasacja - dodaje.
Redakcja skontaktowała się z Michałem S. i szpitalem. Lekarz w powiedział, że nie pamięta operacji, ani pacjentki. Szpital nie chce komentować sprawy do czasu rozstrzygnięcia w sądzie. Rozprawa w Sądzie Rejonowym w Świeciu zaplanowana jest na 4 lutego.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Bardzo współczuję tej Pani, przeszła gehennę i w zasadzie cierpi nadal... Straszne to wszystko...
Mnie też na rozprawie nie pamiętał ani nie poznawali takiej pacjentki ten lekarz zrobił już tyle złego kobietom a nawet dzieciom które zmarły przez niego że niewiem dlaczego on jeszcze leczy
Nowy Szpital to rzeźnia!!!!!, brak poszanowania dla człowieka, mój 6 letni syn i my wraz z nim doświadczyliśmy braku profesjonalizmu i humanitaryzmu dla drugiego człowieka. Mojemu synu wykręcano rękę aby pobrać krew...wiele pielęgniarek w pokoju ale żadna z nich nie zareagowała, aż powiedziałem dość!!!! Nie pozwoliłem im dotknąć syna. Bezduszne PRLowskie lapiduchy...ZAMKNAC ICH...!!!! Ps. Mam nadzieję, że mnie pamiętacie.Hahahah
Kobieto weź się ogarnij zajmij się swoimi sprawami a co do tych komentarzy zostanie to zgłoszone na policję i nie zostaną te komentarze bez echa