Reklama

Miki wygrał najważniejszą bitwę, ale to nie koniec walki

Niedawno internet obiegła informacja, że dzielny Mikołaj z Laskowic jest już zdrowy. Jego mama Marika potwierdza, że mały wojownik póki co pokonał raka. Jedną bitwę wygrali, teraz będą walczyć o przywrócenie chłopczyka do pełnej sprawności

Przypomnijmy, że Mikołaja zdiagnozowano pod koniec 2019 roku. Okazało się, że jego oczka zaatakował siatkówczak, nowotwór. Znajomi rodziców uruchomili zrzutkę na malucha. Ponad 1600 osób wpłaciło na pomoc ponad 160 tys. zł. Mikołaj dostał sześć cykli chemii. W międzyczasie dwa razy trafił z powikłaniami po chemii do szpitala. - Najgorzej było po piątej chemii, kiedy w kraju panowała już epidemia. Miał gorączkę, czekaliśmy 4 godziny pod szpitalem Jurasza w Bydgoszczy na karetkę do szpitala zakaźnego. Zrobiono nam testy na koronawirusa, okazały się negatywne. Wróciliśmy do Jurasza i tam spędziliśmy 9 dni, podczas których musiano mu dwa razy przetaczać krew - relacjonuje pani Marika. Każda wizyta w szpitalu była dla nich wielkim stresem. Mały po chemii nie ma praktycznie żadnej odporności, więc ryzyko złapania koronawirusa było olbrzymie. - Dezynfekowałam wszystko, nawet folię przeciwdeszczową, którą okrywałam wózek - mówi mama Mikiego. Tym bardziej, że mieszkając na wsi bardzo się izolowali.

Teraz cała rodzina będzie miała lata pełne wyzwań. Najważniejsza jest rehabilitacja i stałe kontrole stanu zdrowia Mikiego. - Za dwa lata będzie miał usunięty port. Jeżeli pojawi się wznowa chemia zostanie mu podana przez tętnicę udową bezpośrednio do oka. Będziemy jeździć na kontrole co 4 tygodnie, później co 6 - informuje Marika. Do tego maluszek musi być rehabilitowany, bo choroba nie pozwoliła mu się prawidłowo rozwijać ruchowo. Miki nie będzie widział na jedno oko bo cofający się nowotwór zniszczył plamkę zółtą. - Ale to i tak mały koszt. Bardzo cieszymy się, że nie musiano mu usunąć gałki ocznej - mówi. Maluch przechodzi kolejne kontrole, żeby sprawdzić jakie szkody poczyniła chemia - badany ma słuch, nerki z którymi już wcześniej miał problemy, robione rezonansy, usg, zostanie mu pobrana krew na badania pod kątem obecności mutagenu, czyli czynnika który może wywołać raka innych części ciała.

Jakiś czas temu do rodziny wpłynęły pieniądze ze zrzutki. - Boimy się je wydawać. Boimy się hejtu ludzi. Już teraz pojawiają się anonimowe komentarze - nie ukrywa pani Marika. Przyznaje, że część pieniążków przelewają na inne chore dzieci. - Chcemy pomóc innym rodzicom - mówi mama Mikiego i podsumowuje, że koszty leczenia, transportu, zakupu potrzebnych dla Mikiego specjalnych kosmetyków, jedzenia są olbrzymie. Do tego dojdzie konieczność rehabilitacji. I jednocześnie chce podziękować: - Za każde dobre słowo w komentarzach. Jak miałam krzyzys siadałam i czytałam. To było mnóstwo motywacji. Naprawdę, za wszelkie wsparcie, płyną od nas wielkie podziękowania.  

Aplikacja nswiecie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Reklama

Wideo nSwiecie.pl




Reklama
Wróć do