
Joanna Piotrowska - Herman to bardzo przedsiębiorcza kobieta. Prowadzi własną firmę dostarczającą usługi telekomunikacyjne dla firm, załatwia ubezpieczenia, a od ponad roku ma też rozwijającą się stadninę koni. Organizuje zawody w ujeżdżaniu i skokach oraz szkoli młodych jeźdźców i hoduje rodowodowe konie
Miłość do koni u Joanny Piotrowskiej Herman zrodziła się, kiedy była małą dziewczynką. - Pierwszym słowem, które powiedziałam nie było mama czy tata tylko toń, czyli koń – wspomina Joanna Piotrowska-Herman, właścicielka stadniny Zaplątani w Końskich Grzywach . - Później, kiedy miałam już około sześciu lat biegałam przez łąkę do sąsiada, który wypasał pod jabłonią, na łańcuchu, swojego konia, używanego do prac w polu. Sąsiad wsadzał mnie na niego i siedziałam tak długo jak tylko chciałam, czasami dwie, trzy godziny. Później w Kozłowie u państwa Trochowskich zaczęła powstawać stadnina, więc tam uczyłam się jeździć. Był to czas kiedy popularne były zawody ułańskie i hubertusy, więc braliśmy w nich udział – dodaje.
Na studiach świecianka siłą rzeczy musiała rozstać się ze swoją pasją. Zamiłowanie do koni wróciło, kiedy jej siedmioletnia córka Weronika wróciła z pierwszego obozu jeździeckich. - Zakochała się w koniach i poprosiła, żebyśmy kupiły sobie jakiegoś – opowiada Piotrowska. -To był miód na moje uszy, więc szybko znalazłyśmy i kupiłyśmy młodego: 2,5 letniego Canaletto, który był bardzo grzeczny i szybko zaczęliśmy pracę. Długo nie pozostałyśmy przy jednym koniu, bo zaczęłyśmy się kłócić o niego. Na gwiazdkę kupiłam córce siedmiomiesięczną klacz Coco Chanel – dodaje. To na niej po trzech wspólnych latach dziewczynka tydzień temu wygrała swoje pierwsze zawody w klasie LL (do 90 cm).
Początkowa dwa konie pani Joanna trzymała w pensjonacie pod Chełmnem, ale razem z córką spędzała tam bardzo dużo czasu. Poza tym wymagania jeździeckie były coraz większe i dwóm koniom był potrzebny jakiś doświadczony w zawodach profesor. W Wałczu pani Joanna kupiła 17-letnią Grację. Jednak w stajni był jeszcze bardzo z nią zaprzyjaźniony kuc, który za każdym razem jak Gracja przechodziła, stał na żłobie i wyglądał za nią. - Po rozmowie z właścicielką kuca dostaliśmy w gratisie – przyznaje Piotrowska. - Cztery konie to było za dużo, żeby trzymać w pensjonacie, dlatego postanowiliśmy przekształcić zabudowania w których kiedyś mój tata hodował 200 owiec, na stajnie. Jednocześnie na portalu sprzedażowym znalazłam drewnianą stajnię na osiem koni. Uznałam, że nie można przegapić takiej okazji i odkupiłam stajnię. Przeniesienie jej to było trudne logistycznie zadanie. Została rozebrana deska po desce, wszystko ponumerowane i zgodnie z projektem postawione u nas. Szybko zapełniła się kolejnymi końmi. Oficjalne otwarcie miało miejsce 28 kwietnia 2018 roku, kiedy zorganizowaliśmy pierwsze zawody w ujeżdżaniu – dodaje.
Dziś w stadninie jest 15 koni, wszystkie doświadczone i wymagające ciągłych treningów, żeby dalej rozwijać formę. - U nas nie ma koni z przypadku, dlatego udzielamy lekcji osobom, które potrafią już jeździć w trzech podstawowych chodach – mówi Joanna Piotrowska – Herman. - Trening jest bardzo indywidualny. Na początku weryfikujemy umiejętności i dopasowujemy zajęcia i trenerów. Niektóre konie mają lepsze predyspozycje do uczestnictwa w zawodach w ujeżdżaniu, a inne w skokowych. Od jeźdźców zależy też co chcą ćwiczyć. Czy potrzebują więcej adrenaliny i chcą trenować skoki czy tylko styl jazdy. W stadzie są też źrebaki. Zdecydowaliśmy się postawić na konie o dobrych liniach. Nitro Girl Z jest z linii skokowego mistrza Number One 28, a Alicante ma linię ujeżdżeniową po obu stronach. Najmłodsze źrebię to Golden Rose, o skokowym rodowodzie, po ogierze Cliper - dodaje.
Czy Zaplątani w Końskich Grzywach postawią na hodowlę czy na trening jeszcze sami nie wiedzą. - To się okaże – przyznaje panie Joanna. - Na razie staramy się rozwijać stadninę. Proponujemy jazdy, naukę i szeroką kadrę instruktorską, która do każdego treningu może wprowadzić ciekawe elementy. Jest też możliwość, żeby ktoś przyjeżdżał do nas na trening z własnym koniem. Mamy w planach zrobić utwardzony parkur, żeby nam się tak nie kurzyło. W zeszłym roku wykopaliśmy studnię, która pozwala na jego nawadnianie, ale potrzeby są wciąż bardzo duże. Na tym etapie nie musimy już dokładać do stadniny. Moim marzeniem jest aby nasze konie i młodzież mogły startować na zawodach rangi wojewódzkiej i ogólnopolskiej . Jest to jak najbardziej możliwe tylko potrzebujemy partnerów biznesowych , którzy tak jak my zaplatają się w końskie grzywy – dodaje.
Jak tak przedsiębiorcza kobieta prowadząca firmę ubezpieczeniową i dostarczającą usługi telekomunikacyjne dla firm znajduje jeszcze czas na prowadzenie stadniny? - Jest takie powiedzenie: jak masz mało czasu to znajdź sobie dodatkowe zajęcie – mówi Piotrowska – Herman. - Od miesiąca jestem też członkiem Grupy Towarowo- Usługowej działającej w okolicach Świecia. Myślę, że to ciekawe przedsięwzięcie. Grupa ma sporą bazę klientów. Na spotkaniach można wymienić się doświadczeniami, porozmawiać, a jednocześnie współdziałać i podejmować wspólne inicjatywy lub charytatywne akcje, które mogą pomóc innym – dodaje.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Pani Asia od zawsze lubiła konie.
Nom to prawda
Pani Asia lubi konie arabskie, pelnokrwiste