Laskowice są kojarzone dziś przede wszystkim jako jedyna miejscowość w powiecie, gdzie zatrzymują się pociągi pospieszne. Wieś ma jednak o wiele bogatszą historię. Z dramatycznym rysem
Pierwsza historyczna wzmianka o Laskowicach pochodzi z 1328 r. Miejscowość została wtedy zapisana pod nazwą Lascovic, jak podaje świecianin profesor Maksymilian Grzegorz w wydanym w 2002 roku „Słowniku historyczno-geograficznym komturstwa świeckiego w średniowieczu”.
Laskowice należały do Gordonów
Przed drugą wojną światową wieś należała do rodziny Gordonów. Byli to najprawdopodobniej potomkowie Szkotów, którzy uciekli do Polski z Prus przed prześladowaniami kościoła kalwińskiego.
Franciszek Gordon w latach 1840-60 wzniósł nad brzegiem jeziora neogotycki pałac otoczony przez folwarczne budynki utrzymane w tym samym stylu. Posiadłość otaczał angielski ogród. Jeden z budynków przetrwał do dziś. Znajdują się w nim prywatne mieszkania. Akwen zaczęto w drugiej połowie XIX wieku nazywać Jeziorem Zamkowym, z łodzi było widać monumentalną budowlę. Po wojnie powszechnie wrócono do dawnej nazwy – Jezioro Laskowickie.
Pałac został zniszczony
Pałac został bowiem zniszczony w 1945 roku przez Polaków i Rosjan. II wojna światowa odcisnęła dramatyczne piętno na historii tego rodu: senior Franz von Gordon zginął 3 września w Bydgoszczy. Jego trzech synów poległo na froncie wschodnim. Najstarszy Franz (wydaje się, że każdy pierworodny w rodzinie nosił to imię) poległ już w pierwszych dniach najazdu Niemiec na ZSRR, 30 czerwca 1941 r. w Baranowiczach. Adolf jako lotnik zginął w czasie lotu pod Noworosyjskiem 20 kwietnia 1943 r., w dniu urodzin Hitlera, Eberhard stracił życie na Śląsku 29 stycznia 1945 r., a ocaleni z pożogi wojennej córka i najmłodszy syn wyjechali do Niemiec. Jeszcze przed rozpoczęciem wojny ta dwójka schroniła się w Sopocie, który był wówczas częścią Wolnego Miasta Gdańska, tak ustalono w rodzinie, gdy starosta świecki kazał opuścić im w sierpniu 1939 r. swoje włości.
Krwawa niedziela
Niejasna pozostaje rola Franza von Gordona w trakcie tzw. wydarzeń bydgoskich 3 września 1939 r. Historycy prowadzą spory, czy był inicjatorem antypolskich zamieszek czy ich ofiarą. Niektórzy z nich wysuwają pogląd, iż był on nawet jednym z przywódców niemieckiej dywersji w Bydgoszczy. Według relacji pracującego u Gordonów mieszkańca Laskowic zebrania Niemców w majątku odbywały się często. Na ćwiczenia z bronią wychodzono na strzelnicę położoną nad jeziorem Stelchno. W zebraniach lub ćwiczeniach brało udział do 30 osób. Zebrania odbywały się w latach 1938-1939. Nad Stelchnem Gordonowie mieli na wyspie punkt obserwacyjny umieszczony na wysokim drzewie.
- Franz von Gordon został wyciągnięty przez patrol z mieszkania, musiał iść na ulicy przodem, po kilku metrach padł strzał i śmiertelnie trafi ony w plecy padł na ziemię - relacjonował z kolei Hans Joachim Modrow krwawą niedzielę w Bydgoszczy. Jeszcze we wrześniu 1939 r. zbierał relacje o śmierci swojego kuzyna.
Żona ofiary Marie Luize dodała dalszy ciąg tej historii. - Już na ziemi otrzymał jeszcze dwa strzały w dolną część ciała. Potem wleczono go przez ulicę do jakiegoś domu, a gdy nie można było znieść jego jęczenia, do leżącej naprzeciw stacji Czerwonego Krzyża. Stamtąd został przeniesiony do Miejskiego Szpitala, gdzie Franz miał umrzeć po godzinie, leżąc w korytarzu na ziemi. W dawnym szpitalu przy ul. Gdańskiej w Bydgoszczy znajduje się dziś Muzeum Okręgowe.
Nie ma dowodów
- Nie ma, moim zdaniem, żadnych dowodów, na podstawie których można powiedzieć, że Franz von Gordon był przywódcą dywersji w Bydgoszczy – pisał kilka lat temu młody historyk Piotr Datkiewicz w „Kronice Bydgoskiej”. - Po pierwsze, czy powyższe relacje należy odrzucać tylko dlatego, że są pochodzenia niemieckiego? Nie sądzę. Należy je traktować na równi z tym, co ma do powiedzenia strona polska. Po drugie, trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy Franz von Gordon przybyłby w ogóle do Bydgoszczy, gdyby nie nakaz, na podstawie którego musiał opuścić Laskowice?
Datkiewicz twierdzi także, że Gordon nie był zwolennikiem nazistów. Świadczyć o tym mają jego przedwojenne negatywne wypowiedzi o faszyzującej partii obywateli polskich niemieckiego pochodzenia Jungdeutsche Partei (Partii Młodoniemieckiej). - Czy nazista twierdziłby, że ugrupowanie to szkodzi interesom mniejszości niemieckiej w Polsce ? – zastanawia się Datkiewicz. Po wojnie w parku mieścił się PGR. Młodzież ze Świecia jeździła tam w wakacje na zbiory ślimaków, które sprzedawała w pobliskim skupie. Z pałacu został jeden budynek i przedwojenne widokówki, na które w sieci polują kolekcjonerzy. Rodzina Gordonów nigdy nie zgłaszała roszczeń do tego terenu.
Aplikacja nswiecie.pl
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Komentarze opinie