Reklama

Jak zachowywał się agresywny pacjent, którego zatrzymali policjanci. Relacja ratownika

Agresywny 26-latek zaczepiał przechodniów, szarpał się z ratownikami medycznymi i zaatakował policjantów. - Kiedy w grę wchodzą używki, niektórym puszczają hamulce - komentuje ratownik

W poniedziałkowe południe na chodniku przy ul. Wojska Polskiego w Świeciu leżał młody mężczyzna. Starsza pani zaniepokojona, wezwała karetkę. - Pojechaliśmy na miejsce i przenieśliśmy go do ambulansu - relacjonuje Paweł Weisbrot,  koordynator ratownictwa w Nowym Szpitalu w Świeciu. - W trakcie badań mężczyzna się ocknął i uciekł z karetki. Zaczął biegać po ulicy, na wysokości Miejsko-Gminnej Przychodni. Stwarzał zagrożenie na drodze, zaczepiał ludzi, więc z kolegą ratownikiem podjęliśmy decyzję, żeby go zatrzymać, wziąć do karetki i poprosić policję o pomoc. Uznaliśmy to za koniecznie, żeby nie zrobił krzywdy sobie i komuś. Złapaliśmy go koło restauracji „Stylowa”. Dość szybko przyjechał patrol policji, który nam pomógł go obezwładnić - dodaje.

26-latek to mężczyzna pochodzący z Ukrainy. Kompletnie pijany krzyczał w swoim języku do ratowników, szarpał się z nimi. - Nie uspokoił się nawet w obecności funkcjonariuszy, którzy przywoływali go do zachowania zgodnego z prawem - mówi podkom. Joanna Tarkowska, oficer prasowy KPP w Świeciu. - Nie chciał podać swoich danych i nie reagował na polecenia. Przewieziono go do Komendy Powiatowej Policji w Świeciu. W trakcie osadzania zaatakował funkcjonariuszy, naruszając tym samym ich nietykalność cielesną. - Policjanci musieli zastosować środek przymusu bezpośredniego jakim jest kask ochronny, żeby zapobiec samookaleczeniu się zatrzymanego - wyjaśnia Tarkowska. 

We wtorek przedstawiono mu zarzuty naruszenia nietykalności cielesnej policjantów. Prokurator Rejonowy w Świeciu zastosował wobec mężczyzny dozór policji. - Przypomnijmy, że kto narusza nietykalność cielesną funkcjonariusza publicznego podlega grzywnie, karze ograniczenia albo pozbawienia wolności do lat 3 - wyjaśnia Tarkowska. 

Medycy przyznają, że co jakiś czas zdarzają im się takie interwencje. - Jednego dnia mam trzy wyjazdy do agresywnych pacjentów, a później przez miesiąc jest spokojnie - mówi Paweł Weisbrot. - Ludzie bywają agresywni pod wpływem alkoholu i po dopalaczach. Jeśli wchodzą w grę używki w nadmiernej ilości to hamulce niektórym puszczają. Na trzeźwo takie sytuacje się nie zdarzają. Dwa-trzy lata temu takich pacjentów mieliśmy więcej, a wtedy główną przyczyną agresywnych zachowań były dopalacze. W trakcie lockdownów, kiedy mniej było imprez, kluby i dyskoteki były pozamykane trochę się to uspokoiło, jednak ciągle takie sytuacje się zdarzają. To dotyczy najczęściej osób młodych. Problemem jest też to, że nie wiemy co dany pacjent przyjął i jak zadziałać. Specyfiki chemiczne mają tak różne składy, że możemy jedynie działać objawowo, a dalsza diagnostyka jest w szpitalu - dodaje. 

Wyzwaniem jest dowiezienie takiego agresywnego pacjenta do lecznicy. - Od roku jesteśmy wyposażeni w specjalne pasy do unieruchamiania pacjentów, ustawa przewiduje, że możemy użyć przymusu bezpośredniego i zdarza się, że go stosujemy. Zwykle wtedy prosimy o pomoc policjantów - przyznaje Weisbrot.

Aplikacja nswiecie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nSwiecie.pl




Reklama
Wróć do