
Borowiackie legendy pełne są fantastycznych postaci mieszkających w lasach i psocących naszym mieszkańcom. Jakbyśmy ich mieli mało w Borach podobnież grasowały też Stolemy. Przytaczamy kilka legend o wielkich kamieniach - z Tlenia i Leosi.
Stolemy to postacie z kaszubskich legend. Olbrzymy, które przed wiekami zamieszkiwały tereny Kaszub. Pozostałością po ich obecności są jakoby liczne wielkie głazy, które stolemowie porozrzucali podczas walk lub zawodów siłowych. Kaszubi wierzą, że to te olbrzymy stworzyły ich teren. Jedni mówią, że dla ludzi byli źli, inni wręcz przeciwnie, że ludziom pomagali. “W pobliżu Osia doszło do nieoczekiwanego zdarzenia. Teren ten zamieszkiwali Borowiacy, którzy połowę swoich zbiorów, uwarzonego piwa i upolowanej zwierzyny oddawali panoszącym się wszędzie stolemom. Olbrzymy, z uwagi na swoją posturę, nie mogły zająć się pracą na roli, ani wypuszczaniem strzał z łuku, ani zbieraniem drobnych szyszek chmielu. Przeto zajmowali się wyłącznie zabawą, przy okazji nieświadomie siejąc zniszczenie na polach, w sadach i lasach, a i czasem domostwach…” - opisuje w legendzie “Stolemowe kości do gry” M. Lorkowski. Znalazł się jednak odważny syn leśnika, który postanowił zrobić porządek ze Stolemami. Zawołał najmłodszego i poprosił, żeby przestali panoszyć się po okolicy i niszczyć łąki i pola. Ten stwierdził, że i owszem pod warunkiem, że syn leśnika zagra z nim w kości, oczywiście olbrzymimi głazami. Stolem miał rzucać za chłopaka, bo ten przecież głazu nie uniesie. Stolem rzucił - jego kamienie leżały płasko. Wykonał też rzut za chłopca - większość leżała płasko, jeden zlądował przy obecnym moście kolejowym w Tleniu, jednak piątego poszukiwano długo. “Odnaleźli go dopiero gdzieś w lesie, za Drzycimiem i Gródkiem. Kamień stał pionowo. Zrozumiał wielkolud że przegrał. Ze złości uderzył pięścią w głaz, aż ten wbił się w ziemię tak mocno, że dzisiaj tylko kawałek wysokości dwóch dorosłych ludzi, wystaje ponad ziemię. Odwrócił się olbrzym na pięcie, postawił chłopca na ziemi i odszedł na północ. Do dzisiaj żaden z wielkoludów nie powrócił w Bory Tucholskie”. Mowa oczywiście o diabelskim kamieniu w Leosi, zwanym też kamieniem św. Wojciecha.
Teufelstein, czyli po niemiecku diabelski kamień, ma jeszcze kilka legend. Kolejna mówi o złym diable, który chciał zatopić mieszkańców okolicy, za ich pobożność i uczciwość, budując na rzece Wdzie przegrodę. Jednak nie udało mu się tego zrobić przed świtem i musiał rzucić kamień kilkaset metrów od rzeki. Kolejna mówi o dwóch młynarzach - pobożnym i bezbożniku. Pierwszemu wiodło się dobrze, drugiemu mniej. Postanowił zaprzedać duszę diabłu w zamian za zniszczenie młyna sąsiada. Diabeł wziął więc kamień aby zablokować wodę, by nie płynęła do młyna. Jednak nie zdążył - zapiał pierwszy kur, a kamień został rzucony tam gdzie leży do dziś. Ostatnia legenda dotyczy św Wojciecha. Ten pojawił się pod Leosią z misją chrystianizacyjną. Odkrył, że miejscowi czczą bożki i na kamieniu składają im ofiary ze zwierząt a nawet ludzi. Zapowiedział poganom, że odprawi tam mszę. Kamień namaścił świętymi olejami, odprawił mszę i wygnał złe duchy. Poganie po tej prezentacji mocy postanowili się ochrzcić.
fot. Zdjęcie z prywatnego archiwum na kamieniu w Tleniu. (udostępnione przez Mój Tleń)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie