Reklama

U Bonów od pokoleń żyją z produkcji mleka. Ich skarbem są śródleśne pastwiska

Zaglądamy do Miedzna, do Norberta Bony i jego ojca Stanisława, który żywo opowiada o historii i życiu gospodarstwa. Trzecie pokolenie Bonów zajmuje się chowem krów mlecznych

Senior rodu zaczynał od wożenia mleka z tatą. Dziś, po kilkudziesięciu latach, potrafi poznać dobre mleko “na oko”. Rodzina Bonów żyje w Miedznie, w gminie Osie, od wieków, jak żartuje pan Stanisłąw od Napoleona na pewno. Za pierwszym razem szli walczyć “za Walusia”, czyli Cesarza Wilhelma w czasie I wojny światowej. Pradziadek miał szczęście być ranny podczas jednej z bitew “frontu francuskiego”. W 1920 roku obaj pradziadkowie poszli walczyć z bolszewikami. Za drugiej wojny, dla odmiany, musieli pracować u Niemca. Dziadek najpierw trafił do Jaszcza, potem Czerska Świeckiego, a na koniec pod Bremen w Rzeszy, gdzie razem z Niemcami jako parobek został ewakuowany. Dojechał tam konno, zresztą i gospodarze wspominają czasy kiedy jeszcze hodowali konie. 

PASTWISKUJĄ KROWY

Teraz ich gospodarstwo to łąki i pola uprawne, częściowo dzierżawione. Gospodarują na około 15 hektarach łąk, a pól z dzierżawami mają 62 hektary, klas V i VI. Zajmują się przede wszystkim produkcją mleka. Razem mają 53 krowy, z czego 24 to krowy mleczne. - Hobbystycznie trzymamy też jedną maciorę na tuczniki - zaznacza senior. Norbert zgłosił się do programu “Młody rolnik” dzięki czemu udało się rozbudować bazę maszynową gospodarstwa. Rodzice pomagają mu w pracach. Zaczynają o 5-6 rano, żeby do Mlekovity oddać świeże mleko. - Przez pół roku sezonu krowy są pastwiskowane. Codziennie są wyprowadzane na pastwiska i z nich wieczorem zganiane - opowiadają. Najbliższe pastwiska zresztą widać z ich okien. Na nich często obserwują wilki. Śródleśne łąki ciągną się nad Sobiną od leśnictwa Kwiatki po Swatno, czyli nie istniejącą dziś miejscowość niedaleko rezerwatu Brzęki.

SZKODY OD DZIKÓW

- Wszystkie nasze grunty graniczą z lasem - mówi Norbert. I to stanowi źródło wielu ich problemów, bo w lesie są dziki, które z chęcią wybierają się pourzędować na gruntach tych gospodarzy. - Szkody od tych zwierząt idą u nas w hektary - przyznaje Norbert. Najbardziej żal im łąk. - Głębokie buchty wysychają. Nawet jak ułożymy darń z powrotem i doprowadzimy je do dobrego stanu, to utrzymujące się od lat susze, powodują, że darń wysycha i przy zbieraniu siana mamy kłopot z piachem, który się do niego w ten sposób dostaje - mówią. Tym bardziej, że ich krowy żyją z tego co sami uprawiają. - Na polach rośnie ozime żyto, jęczmień, kukurydza i lucerna - mówi Norbert. Jego tata wyjaśnia, że lucerna to wysokobiałkowy dodatek dla krów, a Norbert dodaje, że ich smakołykami jest śruta rzepakowa z młótem browarnianym. Co roku oglądają pastwiska i wybierają kawałki, które należy odnowić. Podsiewają je nową trawą. Podstawą jest dla nich siano, które balotują ale także zbierają w kostki, które są po prostu praktyczniejsze, bo się nie rozwiewają na wietrze. Rocznie mają też ok 60 balotów lucerny, tyle samo kiszonki z żyta i siana oraz przygotowują kukurydzianą kiszonkę z 3-4 hektarów. 

BYDŁU NIE ZRASTAJĄ SIĘ KOŚCI

Wszystkie ich krowy mają imiona. Jest Diabełek, Kasia, Rosomak, Koza, Pestka, Marysia, Lejdi, Chuda, Bystra, Karolina, Jagoda czy Dorota. Najmłodszy czarny byczek, wyjątkowy brojarz, prawdopodobnie dostanie imię Rico. Ich zwierzęta to mieszanki np. rasy holsztyńsko-fryzyjskiej, czyli HF, simental a czasem z dodatkiem mięsnych takich jak limousine [dla niewtajemniczonych HF to czarno-białe krasule, simentale są biało-rude, a limousine w całości jednobarwno rude - przyp. aut.]. Rekordzistka daje obecnie 35 litrów dziennie, a najdłużej krasula przeżyła u nich 16 lat. Mają tu zresztą dożywocie. Chyba, że wydarzy się wypadek, a przy pastwiskowaniu jest takie ryzyko. - Złamanie nogi niestety kończy się ubojem z konieczności - mówi pan Stanisław. Okazuje się bowiem, że bydłu po prostu niezmiernie rzadko zrastają się kości. Pastwiskowanie niesie też ryzyko, że krowy najedzą się roślin, których nadmiar może im zaszkodzić np. skrzypu, który jest częstą rośliną na podmokłych łąkach. Ta rodzina ma też rzadką możliwość obserwowania klimatu w danym miejscu od wielu pokoleń. Kiedyś w Sobinie dało się znaleźć ryby i raki, teraz zwierząt brakuje, jak i wody.

"CIAPEK" NAJWAŻNIEJSZY

Mają też sporą bazę maszynową. Między innymi mają rolnicze klasyki od Ursusa C330 czyli popularnego “ciapka”, C360, Belarusa MTZ 82 i 952 po Case MX120. Dzięki dofinansowaniu z “Młodego Rolnika” mają porządny, duży rozrzutnik, dzięki któremu oszczędzają na kursach z obornikiem, co jest ważne przy rozsianym areale. Nie brakuje u nich maszyn do produkcji siana - kosiarki dyskowej, przetrząsarki, zgrabiarki czy glebogryzarki. W  planach są zakupy np. opryskiwacza, wozu paszowego, wałów posiewnych, czy agregatu do upraw pościerniskowych zwanego “gruberem”. W sezonie starają się krowy pastwiskować jak najdłużej. W uprawach natomiast unikają niepotrzebnego nawożenia i pryskania. - W gospodarstwie trzeba obserwować i myśleć - podsumowuje senior rodu, a obydwoje zgodnie przyznają - Naszym największym marzeniem jest nowoczesna hala udojowa. 

Aplikacja nswiecie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nSwiecie.pl




Reklama
Wróć do