
Tomasz Pasiek, podróżnik, prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Świeckiej w sobotę (2 kwietnia) wrócił z granicy polsko-ukraińskiej. Przez tydzień pracował jako wolontariusz na przejściu granicznym w Korczowej i na dworcu kolejowym w Przemyślu
- Tak naprawdę to planowałem w tym czasie odwiedzić znajomych na Cyprze, miałem już nawet bilety, ale po rosyjskiej inwazji plany podróżnicze zeszły na dalszy plan - mówi Tomasz Pasiek. - Postanowiłem, że spędzę urlop na konkretnych działaniach na granicy. Początkowo miałem jechać na granicę w Krościenku, ostatecznie trafiłem do Przemyśla. Mieszkałem w ośrodku szkoleniowym udostępnionym wolontariuszom przez Caritas - dodaje.
Pan Tomasz został wolontariuszem. Zakres jego działań był zróżnicowany - od pomocy w tłumaczeniach, wydawania posiłków, przygotowywania przestrzeni do spania na dworcu dla matek z dziećmi, po pomoc w przenoszeniu ciężkich bagaży. - Zajmowałem się też kierowaniem uchodźców do właściwych pociągów w obu kierunkach - dalej w Polskę lub z powrotem na Ukrainę, gdyż sporo osób, najczęściej są to matki z dziećmi - wraca na Ukrainę z różnych powodów - tłumaczy prezes TMZŚ. - Zdarzały się też bardziej nietypowe zadania, jak organizacja transportu z Przemyśla do Medyki dla obcokrajowców, którzy jechali walczyć za Ukrainę, czy też organizacja dodatkowych transporterów dla pani, która opuściła Ukrainę z piętnastoma małymi psami, które zamierzała zabrać w dalszą drogę pociągiem - dodaje.
Pełne zmiany wolontariusz trwały po 8 godzin, ale jako, że pan Tomasz chciał wykorzystać ten tydzień jak najpełniej, najczęściej pracował dłuższej, nawet do 16 godzin z rzędu. - Pracowałem głównie na nocnej zmianie, wtedy też przyjeżdżało i wyjeżdżało z dworca dużo pociągów - opowiada Tomasz Pasiek.
Wolontariusze to głównie Polacy niemal w każdym wieku. Spotkać można studentów i młodzież szkolną, która pomaga głównie po lekcjach i w weekendy oraz osoby, które, tak pan Tomasz, wzięły urlop i poprzyjeżdżały dosłownie z całej Polski. Są też przedsiębiorcy, emeryci, siostry zakonne, czy księża. Sporo Ukrainek i Ukraińców mieszkających w Polsce również wzięło urlopy i zdecydowało się przyjechać i pomagać m.in. jako tłumacze lub psychologowie. Trzecią grupę wolontariuszy stanowią cudzoziemcy (przynajmniej kilkanaście różnych narodowości) oraz Polacy mieszkający za granicą, którzy przyjechali specjalnie żeby nieść pomoc.
- Jedna z kobiet pochodzenia polskiego przyleciała do Polski ze Stanów i, poza pracą na dworcu, organizowała zbiórki funduszy poprzez znajomych w USA, a potem kupowała w Przemyślu ogromne ilości najpotrzebniejszych rzeczy - opowiada podróżnik. - Poznałem również Brytyjczyka, który przyjechał na granicę swoim vanem z Anglii i codziennie robił zakupy rzeczy, których aktualnie najbardziej brakowało i je nam przywoził. Z kolei jeden wolontariusz ze Szwajcarii starał się umilić nieco oczekiwanie uchodźców na pociąg grając całymi godzinami na flecie - dodaje.
Pan Tomasz podkreśla, że dało się odczuć wdzięczność Ukraińców wobec wolontariuszy i ogólnie Polaków za ogrom wsparcia w tym trudnym dla nich czasie. - Jednocześnie myślę, że większość z nich uznaje tę sytuację za tymczasową i liczy na szybki powrót do domów - mówi Tomasz Pasiek. - Zresztą bardzo dużo osób wracało zarówno do Kijowa, jak i do Odessy. Dwa pociągi dziennie przyjeżdżały z Ukrainy i oba potem wracały z kolejnymi osobami, które zdecydowały się na powrót - dodaje.
Fot. Nadesłane
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie