Reklama

Proces w sprawie śmierci małżeństwa Chełmowskich dobiega końca. Jakiej karych żąda prokurator?

Sąd Rejonowy w Świeciu przesłuchał już wszystkich świadków w sprawie śmierci Krystyny i Jana Chełmowskich. Małżonkowie zginęli w styczniu w wyniku wypadku samochodowego w Michalu (gm. Dragacz). Dziś, 17 czerwca odbyła się ostatnia rozprawa.

Do winy przyznał się 27-letni Tomasz K., który prowadził samochód będąc pod wpływem amfetaminy. Obrońca oskarżonego sugerował, że Państwo Chełmowscy w chwili wypadku nie mieli zapiętych pasów.

Jako jedna z ostatnich zeznawała pielęgniarka, która przejeżdżała obok miejsca wypadku chwilę po tym, jak do niego doszło. - Początkowo pasażerka była nieprzytomna, ale oddychała - opowiadała pielęgniarka. - Z kierowcą był kontakt, na nic się nie uskarżał. Nie pamiętam, czy poszkodowana miała zapięte pasy, bo miała na sobie zimową kurtkę. Zapytałam pana Chełmowskiego, czy pasy są zapięte pasy, a on odpowiedział, że nie wie. Po około 10 minutach poszkodowana przestała oddychać, wówczas przystąpiłam do reanimacji. Prowadziłam ją do czasu przyjazdu straży pożarnej. Strażacy kontynuowali akcję ratunkową - dodała.

Na koniec zeznawała lekarka, która wykonywała sekcje zwłok Państwa Chełmowskich. Powiedziała, że na podstawie analizy śladów na ciele i obrażeń wewnętrznych nie da się ani wykluczyć, ani potwierdzić, czy małżonkowie mieli zapięte pasy. Wpływ na zmiany pourazowe mogła mieć m.in. odzież zimowa, w którą ubrani byli poszkodowani.

- Śmierć pokrzywdzonej wynikał z doznanych obrażeń: uszkodzenia rusztowania kostnego klatki piersiowej, przerwania ciągłości aorty i uszkodzenia śledziony - mówiła biegła. - Pasy bezpieczeństwa nie są w stanie uchronić wszystkich ważnych narządów, takich jak: aorta, śledziona, czy wątroba. Te narządu w czasie wypadku mogą ulec przemieszczeniu i przerwaniu. Wszystko zależy od siły działania na ciało, m.in. zależy to od prędkości zderzeniowej. Im większa ta prędkość, tym większe prawdopodobieństwo powstania śmiertelnych zmian urazowych. Podobnie w przypadku pokrzywdzonego, który doznał m.in. uszkodzenia wątroby i stłuczenia mięśnia sercowego. Te narządy uległyby uszkodzeniu niezależnie czy pasy były zapięte, czy nie - dodała.

Prokurator zażądał dla Tomasza K. 10 lat więzienia za spowodowanie wypadku i 6 miesięcy więzienia za jazdę pod wpływem środków odurzających. Wnioskował, by była to kara łączona - w sumie 10 lat więzienia. Chciał też by oskarżony dostał dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów, zapłacił 5 tys. zł zadośćuczynienia oraz po 15 tys. zł nawiązki dla obu córek państwa Chełmowskich.

Pełnomocnik jednej z córek, Magdaleny Kowalskiej poprosił o najwyższy wymiar kary dla 27-latka. - Kto, jak nie oskarżony zasłużył na najwyższą karę? - mówił mec. Mikołaj Skajewski. - Człowiek, który wsiadł za kierownicę nie posiadając uprawnień do prowadzenia pojazdów, człowiek, który wsiadł do samochodu niedopuszczonego na polskie drogi, człowiek będący w czasie wypadku pod wpływem amfetaminy, człowiek, który pozbawił życia Państwa Chełmowskich, człowiek, który nie pomógł, tylko uciekł. Ten człowiek powinien zostać jak najszybciej odizolowany od społeczeństwa, by jak najdłużej nikt nie spotkał go na swojej drodze. We wrześniu 2020 r. wyszedł z zakładu karnego po 5 latach pozbawienia wolności. Czy wyszedł lepszy? Te 5 lat nie pomogło. Nie zrozumiał, że warto przestrzegać prawa. Teraz powinien otrzymać sprawiedliwą, ale surową karę, która pozwoli mu zrozumieć swoje czyny. Miał już szansę na ich przemyślenie. Dzień wcześniej został zatrzymany na autostradzie w samochodzie, w którym spowodował wypadek. Otrzymał 500 zł mandatu i ustny zakaz prowadzenia tego pojazdu. Czy to poskutkowało u niego refleksją? Następnego dnia pozbawił życia dwójki ludzie. Nie możemy ufać, że tym razem się zmienił - dodał.

Pełnomocnik zapowiedział też, że rodzina Chełmowskich będzie jeszcze dochodziła zadośćuczynienia od sprawcy na drodze cywilnej.

- Ponownie proszę o najwyższy wymiar kary - powiedziała Magdalena Kowalska. - Proszę nie z zemsty, ale by zapewnić bezpieczeństwo innym osobom, innym rodzinom, by nie cierpiały, tak jak my teraz cierpimy - dodała.

- Oskarżony przyznał się do winy, wyraził skruchę, nie utrudniał śledztwa, prosił rodzinę o wybaczenie - mówił podczas mowy końcowej obrońca. - Nie możemy się zgodzić, by robić z niego męczennika i karać za innych kierowców. W toku postępowania były wątpliwości dotyczące pasów bezpieczeństwa i stanu zdrowia poszkodowanych. Kto wie, czy pasy były zapięte prawidłowo, czy w ogóle. Oskarżony nie udzielił pomocy, bo sam był poszkodowanym. Miał wstrząśnienie mózgu i ranę czoła. Był też w szoku. Prawie trzy dni spędził w szpitalu. Proszę o łagodny wymiar kary i rozważenie zastosowania kary mieszanej z zaliczeniem tymczasowego aresztu - dodał.

Głos zabrał również sam oskarżony. - Proszę rodzinę o wybaczenie - powiedział Tomasz K. - Bardzo żałuję tego co się stało. Bardzo was przepraszam - dodał.

Wyrok ogłoszony będzie jutro (18 czerwca).

Aplikacja nswiecie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    mieszkaniec gminy - niezalogowany 2021-06-18 09:54:45

    Polskie prawo przewiduje zbyt łagodną karę za tego typu sytuacje. Nie był o zwykły wypadek ze skutkiem śmiertelnym, ale coś na podobieństwo zabojstwa z zamiarem ewentualnym. Jazda po amfie, z wielka prędkoscią, to jak chodzenie z odbezpieczona bronią po ulicy. A jak kogoś trafi to wystarczy powiedzieć "przepraszam" albo zasugerować, że trzeba było nosić kamizelkę kuloodporną to by ktoś przeżył? Nawet makymalny wyrok 12 lat to kpina ze spoleczenstwa.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nSwiecie.pl




Reklama
Wróć do