
Oprócz wiedzy i doświadczenia ważna jest dyspozycyjność i zaufanie. Jeśli jest taka potrzeba weterynarz musi przyjechać do zwierzęcia w środku nocy, a czasem nawet odejść od wigilijnego stołu. To praca dla ludzi z powołaniem.
Prowadzenie hodowli to niełatwe zadanie. Zwierzę nie wie co to święto, noc czy weekend. W każdej chwili może potrzebować pomocy. Niejednokrotnie gospodarz nie jest w stanie sam poradzić sobie z problemem. Ważne by mieć wtedy kontakt do człowieka, który zmieni piżamę na wygodne, robocze spodnie, czy odejdzie od wigilijnego stołu.
- Gdy mieliśmy mniejsze stado korzystaliśmy z pomocy różnych weterynarzy. Od czasu, gdy samych krów mamy 30 przyjeżdża do nas pan Sławomir Kobusiński z Kijewa Królewskiego, jest to specjalista od przeżuwaczy – mówi Halina Jabłońska z Kosowa. – Z reguły prosimy go o pomoc np. gdy cieli się jałowica bądź spodziewamy się mnogiego porodu. Pan Sławek jako jeden z nielicznych leczy też przemieszczenie trawieńca – dodaje gospodyni. Zdarza się, że rolnicy z Kosowa nie wzywają weterynarza przez miesiąc, a czasem dzwonią po niego dwa razy w tygodniu wtedy koszt takiej miesięcznej opieki to ok. tysiąc złotych lub więcej. – Bardzo się cieszymy, że udało się nam znaleźć dobrego weterynarza. Dzięki temu czujemy wewnętrzny spokój, bo wiemy, że zawsze jest ktoś, na kogo możemy liczyć. Gdy pan Sławek nie jest w stanie przyjechać to zastąpi go któryś z jego współpracowników, zaś gdy jest dostępny, to przyjedzie w weekend, święto, czy nawet w środku nocy – mówi pani Halina. – Taki specjalista to skarb – dodaje z uśmiechem.
Z usług pana Kobusińskiego korzystał też Paweł Partyka z Jeżewa. On również jest pełen uznania dla pracy weterynarza z Kijewa Królewskiego. – Pan Sławomir ma ogromną wiedzę. To człowiek z wielkim doświadczeniem. Potrafił bez USG stwierdzić wiek ciąży. Wystarczyło mu zwykłe zbadanie krowy – wspomina pan Paweł. – Jestem pełen uznania dla jego umiejętności – dodaje. Hodowca z Jeżewa korzystał też z usług inseminatora z Michala, którego pracę również chwali. Z uwagi na potrzebę kompleksowej opieki nad zwierzętami gospodarz zdecydował się jednak poszukać innego specjalisty. Tak jego stado trafiło pod skrzydła Mariusza Gardzielewskiego z Grudziądza. – Nigdy nie miałem większych problemów ze stadem, jednak zdrowotność i długowieczność krów to elementy hodowli nad którymi trzeba pracować codziennie. Przez lata współpracy wspólnie z weterynarzami wypracowaliśmy taki model prowadzenia stada, by raczej zapobiegać chorobom niż je leczyć. To na czym szczególnie mi zależało to poprawa cielności krów. Dzięki kompleksowym usługom pana Gardzielewskiego, czyli opiece poporodowej, przygotowaniu do inseminacji, inseminacji jaki i kontroli ciąży łatwiej jest uzyskać efekty pracy – tłumaczy pan Partyka. – Weterynarz z Grudziądza stwierdza ciążę już po 30 dniach wykonując USG. Przy stadzie liczącym 100 sztuk bydła każdy brak cielności to wymierne straty. Dzięki pracy pana Mariusza jesteśmy w stanie kontrolować na bieżąco każdą sztukę i ograniczać do minimum brak cielności w stadzie – mówi pan Partyka. – Wiem też , że gdyby coś mnie niepokoiło, bądź działo się ze zwierzętami to mogę do niego zadzwonić o każdej porze dnia i nocy, bez względu na to czy jest to dzień powszedni, czy święto. To wiele dla mnie znaczy – wyjaśnia pan Paweł. – Gdy decydowałem się ukierunkować gospodarstwo typowo na produkcję mleczną bałem się, że nie będę miał zaufanego weterynarza. Dzisiaj współpracuję z młodym, energicznym, pełnym pasji człowiekiem, który ma głowę pełną pomysłów popartych wiedzą i doświadczeniem, który chce się rozwijać i szkolić - dodaje z radością.
W równie miły sposób o weterynarzu opiekującym się końmi w stajni Zaplątani w Końskich Grzywach opowiada właścicielka stadniny, Joanna Piotrowska. - Naszymi zwierzętami zajmuje się pani Ewa Burdzy z Bydgoszczy. Jest naszym lekarzem prowadzącym. W razie konieczności oczywiście mamy dostęp również do innych weterynarzy, którzy są w stanie nas wesprzeć w trudnych sytuacjach. Na szczęście w ostatnim czasie nie ma konieczności częstych wizyt weterynarza w stajni. Wystarczy trzy, cztery razy w roku. Wykonuje się wtedy ogólny przegląd koni. Sprawdza się uzębienie i stan fizyczny koni, odrobacza, szczepi zwierzęta. Mam jednak pewność, że gdyby cokolwiek działo się z którymkolwiek ze zwierzaków, to pani Ewa zrobi wszystko, by go uratować – dodaje. Właścicielka stadniny wezwała kiedyś panią Burdzy do cierpiącego konia. Walka o jego życie rozpoczęła się o godz.18.00. Było bardzo ciężko. Widząc jak wygląda sytuacja, właścicielka stadniny straciła wiarę w szczęśliwe zakończenie i pożegnała się z dwuletnim koniem, czując, że przegrywają walkę o jego życie. Jednak pani Ewa walczyła o zwierzę dalej, do tego stopnia, że o czwartej nad ranem przy nim zasnęła. O godz. 6.00 obudziła się w stajni, a koń stał przy niej. Dziś koń ma 5 lat i jest w świetnej formie- dodaje Pani Joanna . Wiem, że w tym roku musiała też odejść od wigilijnego stołu by ratować kolejnego zwierzaka. Takie historie to dowód na to, że jest to najlepszy lekarz weterynarii na jakiego mogłam trafić. Jestem szczęśliwa, że moja stadnina znajduje się właśnie pod jej opieką – dodaje z uśmiechem.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie