
Sala Kameralnej Przestrzeni Widowiskowej dosłownie pękała w szwach. Przez kilka godzin w sobotni (29 października) wieczór, wypełniały ją mądre i nastrojowe teksty przy akompaniamencie delikatnych dźwięków gitar, bo scenę kolejno zajmowali bardowie i zespoły spod znaku krainy łagodności. Miłośnicy poezji śpiewanej, piosenki drogi, piosenki turystycznej mieli swoje wielkie święto i żywe...retrospekcje
- Impreza powstała spontanicznie - mówi Małgorzata Brandt, wokalistka, poetka, współorganizatorka Jesiennego Malowania. - W krótkim czasie od pomysłu podjętego wspólnie z Darkiem Stawskim, przy pomocy OKSiR-u zorganizowaliśmy koncert - dodaje. A zrodził się on z potrzeby wielu osób i - co było widać gołym okiem - tęsknoty za podobnymi wydarzeniami w tym nurcie muzyki. Widownię wypełnili nieprzypadkowi odbiorcy, bo przyszli oni w konkretnym celu, wyczekując znanych sobie piosenek, przyłączając się do wspólnego śpiewania i przeżywania...
A było co przeżywać. Podobne imprezy dość regularnie bywały w Świeciu dekady wcześniej. Ba! Poprzez unikalną atmosferę śpiewanek na zamku, Świecie było ongiś regionalną stolicą takich klimatów. Mam wrażenie, że wczorajszą imprezą, dzięki lokalnym wykonawcom i zaproszonym gościom oraz bardzo licznej, świadomej oczekiwań publiczności udało się wskrzesić tamte klimaty, tamte chwile, dobry czas.
Słowo wskrzesić ma tu dosłowne znaczenie, bo na scenie pojawiło się kilku wykonawców, którzy zaśpiewali przed publicznością: po-, około i ponad dwudziestu latach! Tak właśnie po 25 latach przed mikrofonem stanęła Katarzyna Radke -Michalewska z zespołu "Na poczekaniu". - To niesamowite, ale podczas występu z Adamem, uświadomiłam sobie, że teraz, po tak długim czasie, śpiewamy teksty piosenek sprzed lat, do których dopiero teraz dojrzeliśmy - mówi Katarzyna. - Przez te 25 lat życia było wokół wiele różnych tekstów, książek, piosenek...ale teraz dociera do mnie, że "wróciłam do domu", że to tu jest ten bardzo mój świat... tylko bardziej dojrzały - dodaje.
Po reaktywacji, po ponad 20 latach po raz pierwszy wystąpiło trio "Oczy mam niebieskie". Podobnie jak lokalni artyści: Gosia Brandt (voc., teksty), Wojtek Adamowicz (git., voc, muz.) i Mirek Paczkowski (bas., b. voc.) z tria "Ukryty zegarek", którzy wczoraj wystąpili po ok. 20 latach.
I tu zatrzymam się. Usłyszeliśmy kapitalne teksty Małgorzaty Brandt pełne mądrych, życiowych refleksji, "zatrzymań" nad codziennością, błyskotliwych gier słów, stworzonych z lekkością poezji Osieckiej czy Młynarskiego. Zaśpiewane i zinterpretowane przez samą autorkę ujmowały słuchaczy nastrojem i klimatem... Podparte muzyką Wojciecha Adamowicza oczarowywały... Jeśli dodamy do tego solidny warsztat gitary kompozytora wspieranej basem Mirosława Paczkowskiego, który pogłębiał brzmienie całości i pilnował rytmiki kompozycji. Ich wykonania pokazały, że zespół ma się świetnie w starych kompozycjach, ale też i w premierowych utworach nie odbiega od stylu i jakości sprzed lat. "Zegarki" zagrały kilka starych i dwa nowe utwory. Wystąpili, zaczarowali salę i zeszli ze sceny... jakby uciekli pozostawiając zasłuchanych, a w efekcie skonsternowanych słuchaczy. Niestety. Na więcej nie byli jeszcze przygotowani. Dzięki i za to. Nie miał problemu z bisami Leonard Luter, który w 1987 r. na śpiewankach zdobył Grand Prix. Ten wciąż aktywny bard, snuł opowieść o swoim życiu przeplataną kilkunastoma wykonanymi kompozycjami, których teksty napisali najczęściej związani z lokalnym środowiskiem autorzy. Gitarzysta, wspierał aranżacje harmonijkowymi riffami i melodyjkami.
Docenienia też wymaga rodzinny duet prowadzących koncert panów Stawskich. Dariusz, to znany lokalny artysta, wokalista i gitarzysta, Ariel - jego syn. Podobieństwo w stylu obu prowadzących, sprawne dialogi (nawet we fragmentach wymagających konferansjerskiej improwizacji), błysk ripost, inteligencja, poczucie humoru, polot i sceniczna klasa wystarczyły by już za dobre widowisko. Do tego Dariusz świetnie zinterpretowałł kilkanaście znanych kompozycji, wyczekiwanych przez ludzi standardów gatunku, z refrenami odśpiewanymi przez całą salę. W kameralnej rozbrzmiały zatem "śpiewankowe evergreeny" - te mniej i bardziej cenzuralne, ale dla widowni, którą stanowili w większości słuchacze w wieku 50+ to była radosna podróż do lat "wcześniejszej młodości", a dla młodzieży (też obecnej, choć "śladowo") był to znak, że nie są na zajęciach wokalnych nobliwego klubu seniora. Na koniec, jak i na początku, na scenie zgromadzili się wszyscy wykonawcy pod szyldem Zgraja z Całego Kraja. To, inaczej mówiąc, wszyscy obecni artyści wykonujący kilka standardów poezji śpiewanej. Oczywiście - jak mawiał klasyk - Ludzie kochają piosenki, które dobrze znają - Dało się to wyczuć w finałowym secie, bo tu zagrali i zaśpiewali wszyscy obecni... Po czym, w oparach wiszącego w powietrzu niedosytu, Ariel Stawski zakończył koncert po godz. 23.
Na koniec warto podkreślić, że line-up, przebieg, zainteresowanie ludzi i ich aktywność, każą kontynuować pomysł Małgosi Brandt i Dariusza Stawskiego by wrócić do tradycji śpiewania poezji w Świeciu. Maraton Piosenki Osobistej w który przekształcono "oldskulowe śpiewanki", to już inna jakość, nie kontynuacja. Sobotni koncert dobitnie pokazał, jak ogromne zapotrzebowanie na śpiewaną poezję jest wśród świecian i gości z regionu, którzy rozśpiewani z niedosytem opuszczali salę kameralną OKSiR-u.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie