
Pani Barbara wciąż leczy zęby pacjentów w Świeciu, pan Andrzej przepracował w tutejszej papierni 42 lata. Komasińscy są małżeństwem od 49 lat. Ich zdaniem, to: szacunek, wzajemne zaufanie i własne pasje są fundamentami udanego związku.
Pobrali się w październiku 1973 r. Jednak to moment poznania się, Państwo Komasińscy traktują jako najważniejszą datę ich wspólnego życia. Wobec tego, dzień 29 stycznia celebrują już od 49 lat. Wspomina pan Andrzej: - Miałem18 lat. Od sierpnia 1971 już pracowałem w celulozie jako elektryk. W Świeciu wolny czas spędzaliśmy z kolegami w różny sposób np. trenowałem piłkę nożną na Wdzie (grał w II drużynie – przyp. red.). W końcu stycznia 1972 roku dowiedziałem się o potańcówce organizowanej w ogólniaku (dzisiaj I LO w Świeciu). Była to zabawa zamknięta dla młodzieży spoza szkoły, dlatego dostaliśmy się do środka przez okno w toalecie. Aby uniknąć szybkiego wyproszenia przez opiekunów, natychmiast wmieszałem się w tłum tańczących. Chwilę później porwałem do tańca śliczną blondynkę, która wciąż patrzyła mi głęboko w oczy... i tak zostało. Tańczymy do dzisiaj – wspomina z uśmiechem. Tę chwilę wspomina Pani Barbara: - Byłam uczennicą 3 klasy. Chłopacy interesowali mnie wtedy tylko jako fajni koledzy, nikt więcej, a miałam wspaniałych kumpli w klasie. Na tamtej szkolnej zabawie, tańczyłam w kółeczku z dziewczynami i swojej koleżance - Halince zdążyłam zwierzyć się, że spodobał mi się chłopak, który właśnie pojawił się na sali. Od razu wzbudził moje zainteresowanie, ale nigdy sama bym nie podeszła. To był pierwszy raz w moim życiu, gdy zachwyciłam się jakimś chłopcem. Był przystojny, o ciekawej twarzy i gęstych włosach do ramion. Byłam w siódmym niebie, gdy po przejściu całej sali podszedł do mnie i poprosił do tańca. To był wstrząs. Pamiętam - już w tańcu pomyślałam że to „ten”. Zakochałam się na zabój – dodaje. Gdy jednak Andrzej po kolejnym spotkaniu odprowadził 17-letnią wtedy Basię, dotarli pod wskazany przez nią dom jej babci… - Byłam w domu pilnowana i onieśmielona nową znajomością. Obawiałam się reakcji rodziców, gdyby, nie daj Boże, zobaczyli, że nie odprowadza mnie ich faworyt ze znanego im grona moich kolegów. Gdy się pożegnaliśmy udałam, że tu mieszkam, a gdy zniknął za rogiem, dopiero pobiegłam do swojego domu. Zresztą przez jakiś czas wychodząc na randki „szłam po zeszyt do koleżanki” – wspomina. Ulubionym miejscem spotkań pary była wtedy Jubilatka, bardzo popularna w Świeciu. - Tam Andrzej kupował mi krem sułtański. Zawsze się spóźniałam. A on mi wybaczał – wspomina pani Barbara. Po ukończeniu przez Nią liceum, w październiku 1973 r. młodzi się pobrali. - Dostałam się na studia stomatologiczne do Gdańska i rodzice zawiedzeni powtarzali, skoro planujemy ślub, to studiów pewnie nie będzie – A my jednym głosem zaprzeczaliśmy: „Będą studia!”… i tak się stało. - Basia podjęła naukę w Gdańsku - mówi pan Andrzej. - To owszem było trudne, bo bardzo tęskniła za córeczką i wracała na weekendy. Utrzymywaliśmy się z mojej pensji, ciut pomogli rodzice. Największą trudnością wtedy paradoksalnie było dotarcie z Laskowic do Świecia. Ale daliśmy radę! - dodaje. Z czasem i pan Andrzej uzupełnił wykształcenie w grudziądzkim Technikum Elektrycznym. Od początku małżeństwo jest związane ze Świeciem, choć pamiętają trudny moment, w którym oboje otrzymali bardzo atrakcyjną ofertę od pracodawców w Ustrzykach Dolnych. Pojechali, oglądali potencjalne miejsca pracy, przydzielone mieszkanie, piękną bieszczadzką okolicę… A zniechęcił ich... jedyny dostępny tam telefon na korbkę oraz to, że – Jak ktoś tam mi powiedział, buty kupują w oddalonym o ponad 100 km Tarnowie – tłumaczy Pani Barbara. Na szczęście dla pacjentów ze Świecia, Komasińscy nie osiedlili się w Bieszczadach. Pani Barbara leczyła zęby w tutejszych gabinetach i przychodniach (co robi do dzisiaj), a pan Andrzej przez 42 lata pracował w świeckiej papierni. Małżonkowie dorobili się córki i syna. Doczekali się trojga wnucząt, w których są zakochani. Ich dom w Świeciu jest centralnym punktem rodzinnych spotkań. Organizują wszystkie uroczystości, celebrują tę „rodzinność”. Wzajemnie bardzo szanują swoje indywidualne pasje. To np. zamiłowanie do śledzenia wydarzeń sportowych i gra w karty u pana Andrzeja oraz „pochłanianie” książek, udział w zajęciach gimnastycznych oraz wyjazdy dla „odświeżenia psychiki” przez panią Basię. Wspólnie lubią zwiedzać świat, choć Ich oczkiem w głowie jest działka w Błądzimiu. - To nasze wyobrażenie raju, nasze miejsce na Ziemi - twierdzą zgodnie. Jeśli to możliwe, spędzają tam większość wspólnego czasu. Jak mówią, wzajemny szacunek dla swoich odmiennych światów, ale i wspólne zainteresowania, wspólnie odkryte i stworzone miejsca, oraz zaufanie pozwoliły im trwać w niesłabnącej miłości przez prawie 50 lat.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie