Reklama

Janusz Szymański nie zamierza dać zarobić bankom. Stawia na hodowlę tuczników

09/09/2017 16:16

- Wolę oddać bratu niż bankom – mówi gospodarz Janusz Szymański z Sulnówka. I dodaje, że na pomoc rodziny zawsze może liczyć


J ego gospodarstwo to obecnie 10 krów i 100 świń. Ma także 30 własnych hektarów i 10 wziętych w dzierżawę.  - Nie opłaca się trzymać krów na mleko. W skupach za litr dostaje się od 80 groszy do 1,29 zł. Wolę trzymać je na mięso, choć tutaj trudniej zdobyć cielaki, które można by odchować. Sąsiad obdzwania wszystkie ogłoszenia, jakie znajdzie, ale zwierząt, jakich by chciał, wciąż nie ma.



Mięso tak, mleko nie

W ciągu roku co tydzień Janusz Szymański sam zawozi kilka sztuk tucznika do zakładów mięsnych w Krąplewicach. W przeciwieństwie do innych gospodarzy stawiających na mięso, ma własną przyczepę, którą zawozi świnie. Inni narzekają, że oddawanie świń wysyłanym przez ubojnie ogromnym przyczepom nie opłaca się, bo muszą wtedy zejść z ceny. – Ale wielu także miało pretensje, że w Krąplewicach sprawdza się, czy, przywożąc samemu, przestrzega się norm. Dostosowałem się. Świnie na mojej przyczepie nie są ściśnięte.


Organizację pracy poprawiłaby lepsza współpraca z weterynarzami. Wystawiane przez nich świadectwa są ważne 24 godziny. – A w weekend nie kwapią się, żeby przyjechać. Uważają, że z jednego świadectwa zostaje dla nich ok. 3 zł i nie opłaca im się wyjeżdżać w soboty i niedziele – dodaje Szymański.



Teren ładny, ale ziemia uboga

Zboże z zasianych pól w całości przeznaczane jest na wykarmienie inwentarza. – Ze zbóż ozimych w tym roku zebrałem od 1,5 do 2 ton z hektara .


W Sulnówku, po drugiej stronie jeziora Deczno, nie ma najlepszych ziem. – Dominuje V i VI klasa. Wiele się z tego nie zyska. Lepsze są już te dzierżawione przez nas hektary. A i tak niedawno musiałem dokupić dwie przyczepy zboża.


Pan Janusz stara się prowadzić gospodarstwo bez unijnej pomocy. – Nie podoba mi się to, że wkład własny do inwestycji, przy której liczy się na dotację, musi pochodzić z kredytu. Nie może to być gotówka z własnych oszczędności. Dopóki mi się to udaje, to nie zamierzam dawać zarabiać bankom.


Przyznaje, że w razie potrzeby może liczyć na pomoc rodziny. – Wolę oddać bratu niż bankom – deklaruje. Nie narzeka jednak na brak maszyn. – Jak już to na brak garaży. Nie wiadomo, gdzie to chować.


Z wyraźnym ożywieniem wylicza   pojazdy ze swojej floty. – Są cztery ciągniki, dwa kombajny, do ziemniaków i do zboża, dwie prasy do zbioru siana i słomy. Jest czym jeździć, ale zawsze zazdrość bierze, gdy latem ruszają żniwa, najcięższe prace, a ludzie wylegują się nad jeziorem.


Poza sezonem wraz z żoną na oporządzenie stu świń muszą poświęcić dwie godziny z rana. – Wieczorem jak syn pomoże, to po półtorej godzinie już nas tam nie ma – dodaje Szymański. Inaczej jest z krowami. – Każdy gospodarz powie, że im większe stado, tym pracy więcej. Nie pomoże w tym wypadku nawet mechanizacja. Mamy dojarkę, ale ona nie załatwi wszystkiego.



Ranczo z widokiem

Z dorodnej sztuki wołu można uzyskać nawet 7-8 zł za kilogram. – Okoliczni gospodarze najchętniej sprzedają mięso do Turcji. Ale trudno zdobyć rasy, które do takiej hodowli nadają się najlepiej – pan Janusz wyciąga katalog z wołowymi rasami. – Najlepsze sztuki, np. angusy, to uszczuplenie kieszeni o 1000 zł za jednego cielaka, a i tak trudno takiego dostać.


Na gospodarce w Sulnówku, nazywaną przez całą rodzinę ranczem, samodzielnie rządzi od 1998 roku. – Ojciec zmarł trzy lata wcześniej. Na początku pomagała mi mama. Od lat za wszystko odpowiadam już sam. Ale rodzina wciąż jest blisko. W razie czego wiem, że nie zostawią mnie samego.


W domu oprócz mamy pana Janusza mieszkają także jego żona i syn. – Na nich też zawsze można liczyć.


Gospodarstwo ciągnie się do samego brzegu jeziora. Mają własny pomost, który doskonale widać z popularnej tzw. plaży wojskowej, do której dojeżdża się od Sulnowa.


- Nigdy bym się stąd nie wyprowadził. To piękna okolica. Widać to po tym, ilu sąsiadów nam przybyło w ciągu ostatnich lat. Budują się tu ludzie ze Świecia. Kiedyś obok była tylko jedna rodzina. Teraz domy zaczynają się już za płotem.


Trzy domostwa powstały na działkach wykrojonych z ziemi Szymańskiego. – Ale teraz nie można sprzedawać działek powyżej 3 tys. m kw, chyba że chciałaby je kupić jakaś wspólnota religijna – śmieje się pan Janusz z nowych przepisów dotyczących obrotu ziemią. - Czekam na uaktualnienie planów z gminy, żebym mógł te działki pociąć na mniejsze. Dadzą więcej niż zbierane z nich co roku zboże.


Ten artykuł ukazał się w czwartym numerze tygodnika Nowe Świecie (grudzień 2016). Więcej o rolnictwie w powiecie świeckim przeczytasz w naszym tygodniku w każdy czwartek

Aplikacja nswiecie.pl

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo nSwiecie.pl




Reklama
Wróć do