
Kinga i Bartosz Willim to małżeństwo ze Świecia, które zdecydowało się na edukację domową swojej 8-letniej córki Basi. - Widząc, jak nasze dziecko z dnia na dzień traci zainteresowanie i zaangażowanie w naukę, postanowiliśmy nie czekać - opowiadają.
O edukacji domowej Bartosz i Kinga Willim myśleli jeszcze zanim ich 8-letnia córka poszła do szkoły. - Baśka była dzieckiem bardzo żądnym wiedzy i godzinami potrafiła bawić się w szkołę - komentują. - Przez dwa lata, które spędziła w szkole, poznaliśmy lepiej polski system edukacji, jego problemy. Zaczęliśmy szukać rozwiązań w różnych publikacjach na ten temat, poznaliśmy neurodydaktykę, obejrzeliśmy wiele webinarów, zaczęliśmy jeździć na wykłady i sympozja o zmianach w edukacji. Swoją wiedzą i odczuciami dzieliliśmy się z nauczycielami, ale nic się nie zmieniało - dodają.
Widząc, jak dziecko z dnia na dzień traci zainteresowanie i zaangażowanie, postanowili nie czekać dłużej i wziąć edukację córki we własne ręce. Złożyli podanie do dyrektora, dołączyli opinię poradni pedagogiczno - psychologicznej oraz oświadczenie, że zobowiązują się zapewnić dziecku warunki do nauki.
Od września Basia uczy się w domu. Jest to przede wszystkim edukacja poprzez działanie, np. matematyka w kuchni, słówka angielskie podczas spaceru (co widzisz?), piszemy listy do "cioć" i koleżanek w ramach ćwiczenia ortografii. Dajemy dziecku autonomię i odpowiedzialność, bo planujemy tydzień razem. Ja rozpisuję na małych karteczkach zadania, córka układa je na siatce tygodnia według uznania. To przykład pedagogiki planu daltońskiego w praktyce, dziecko naprawdę pilnuje tego rozkładu. Pracujemy też z tzw. zegarem daltońskim pokazującym odcinki czasu, w których córka powinna się zmieścić z zadaniem.
Oczywiście w edukacji domowej nadal należy rozliczyć się z podstawy programowej. Dziewczynka ma podręczniki (wybrane wspólnie z rodzicami), ale nie przerabia ich “od deski do deski”. Zamiast wychowania fizycznego są dwa rodzaje zajęć sportowych wybranych przez siebie. - Nie ma co ukrywać, że cały czas towarzyszą nam pewne obawy - komentuje Willim - Trzeba nauczyć podstawy programowej, zapewnić kontakt z rówieśnikami. Chcemy też, żeby zostawało dużo czasu na rozwijanie zainteresowań, a oboje pracujemy. Jesteśmy jednak dobrej myśli, po niespełna 3 tygodniach edukacji plan, jaki założyliśmy jest wykonany w stu procentach. Podstawa programowa zabiera nam około 3 godziny tygodniowo, a później mamy czas na rozszerzanie wiedzy, czytanie książek, spotkania z przyjaciółmi, aktywność fizyczną i doskonalenie języka angielskiego - dodaje. Państwo Willim mają też wątpliwości czy w systemie edukacji potrzebne są oceny. W ubiegłym tygodniu wzięli udział w spotkaniu w Szkole Podstawowej im. L. Rydygiera w Dusocinie (gm. Grudziądz). Na konferencję "Co zrobić, by celem szkolnej nauki nie były oceny?" przyjechało ok. 200 nauczycieli z całej Polski. Świecie reprezentowało 10 osób, oprócz Willimów - nauczyciele.
Spotkanie zostało zorganizowane przez ruch Budzących Się Szkół pod przewodnictwem dr Marzeny Żylińskiej wraz z dyrektorem szkoły Jarosławem Durszewiczem. Szkoła w Dusocinie to niewielka placówka gdzie od dwóch lat dzieci uczą się bez dzwonków i ocen. - Dzięki temu młodzież poznaje wartości: samodzielność, odpowiedzialność i współpraca - mówi Kinga.
Dyrektor Durszewicz wyjaśnił, że według przepisów oświatowych bieżące ocenianie jest tylko pomocą dla ucznia, informacją co robi dobrze i wskazówką w dalszym rozwoju. Marzena Żylińska podkreśliła że, gdy wciąż stosujemy ocenianie to zabiera ono wiele czasu. Na przedmiotach z jedną godziną lekcyjną w tygodniu może to być nawet 60 proc., a niewiele pozostaje na naukę. Dodała, że "od ciągłego mierzenia nikt jeszcze nie urósł, ale wielu straciło motywację".
- Oceny zabierają czas potrzebny na uczenie, powodują agresję i frustrację, ustalają hierarchię w klasie, powodują presje najbliższych, dają władzę nauczycielowi. A wielu rodziców ma obawy, że skoro ich nie ma, to dziecko się nie uczy. - podumowuje Kinga Willim.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie