
To chore! Najgorszy dla gastronomii okres w historii. Jeśli ustawodawca nie poprawi wprowadzonych zmian, to zmiecie z rynku wiele lokali - rokują restauratorzy ze Świecia
Jarosław Bruś, właściciel restauracji Wehikuł Czasu o zmianach, które pojawiły się od lutego na rynku gastronomicznym: – Głównie chodzi o drastyczne podwyżki cen surowców, z których przygotowujemy potrawy. One spowodowały, że mocno obniżyła się rentowność biznesu, który prowadzę.
Przedsiębiorca podkreśla, że podobnie jest w branży transportowej, której koszty i obroty kształtują ceny paliw. W gastronomii od 2022 r. na surowce obowiązują nowe stawki VAT (0 proc.), ale równolegle ceny nabiału, pieczywa, mięsa, warzyw i przetworów wzrosły od 20 do ok. 200 proc. - Policzyłem że średni wzrost kosztów surowców wyniósł 37 proc. - mówi Bruś. - Z VAT-em nie byłoby problemu, bo w końcu i tak trafia do kasy państwa. Ale chodzi o te horrendalne podwyżki, które prowadzą do tego, że sprzedając potrawy zysk z tego jest minimalny, albo poniżej zera – dodaje.
Restaurator podkreśla, że gdyby działać wprost, to o te kilkaset procent musieliby podnieść ceny gotowych potraw (co pewnie zakładali autorzy tej zmiany). Jednak liczy się z tym, że automatycznie straciłby swoich klientów, bo ich nie będzie stać na to, aby za obiad, który obecnie kosztuje do kilkunastu złotych, trzeba by zapłacić 30 i więcej złotych. To, jak mówi, osłabia całą gospodarkę i zabija przedsiębiorczość w Polsce. Jeśli do tego doliczyć wzrost cen mediów (prąd, ogrzewanie, etc) to już zdaniem właściciela Wehikułu Czasu w ogóle pogrąży rynek.
- W Wehikule jeszcze walczymy dzięki podpisanej przed zmianami umowie długoterminowej na stałą cenę dostarczanego gazu, którą PGNiG zagwarantował – mówi pan Jarosław. - Gdyby nie ta umowa, ogrzałbym przez miesiąc restaurację według nowych stawek, gazem za 40 tys. zł, a nie jak dotąd za 7 tys. zł . To byłby koniec tego biznesu – kończy.
Zapytany o powody wzrostu cen surowców przedstawiciel producenta mrożonek i największej hurtowni spożywczej w regionie tłumaczy wzrostem cen paliw i prądu. - To zaklęte koło – mówi pan Adam obsługujący rynek gastro. - Przez wzrost cen energii producenci mają wyższe koszty produkcji surowców, wzrosły ceny paliw dla transportu, a w naszym przypadku np. przechowywania w chłodniach. Wprost wypadkową tych podwyżek jest wzrost cen dostarczanego gastronomii surowca. Co więcej, teraz te ceny „skaczą” i minie jeszcze trochę czasu nim się ustabilizują – kończy.
Jako chorą określa obecną sytuację gastronomii Łukasz Bruś, właściciel Przystani nad Wdą w Świeciu: - W lutym zapłaciłem 3 tys. zł więcej ZUS-u za pracowników, wywóz śmieci kosztował mnie 700 zł, teraz 900 zł – wylicza pan Łukasz. - Gastronomię zabijają także zmiany w przepisach i chaos w ich interpretacji. Pytani o nie urzędnicy w ZUS-ie czy skarbówce nie potrafią pomóc. Sugerują „abyśmy liczyli jak dotąd, potem się zobaczy”. Z zarobionych 10 tys. zł oddaję państwu 800 zł w 8 procentowym podatku VAT. To podatek dla państwa, ale trudno to wyjaśnić klientom zamawiającym w lokalu imprezy, że kupuję surowce z 0 proc VAT, a muszę doliczyć 8 proc i do tego muszę uwzględnić kilkudziesięcioprocentowe podwyżki wszystkiego – dodaje.
Za przysłowiowy „talerzyk” na imprezie, który w Przystani nad Wdą, dwa miesiące temu kosztował 90 zł teraz należy zapłacić 120 zł. Restaurator ze smutkiem mówi, że cenę dania dnia, musiał podnieść o 2 zł i – jak tłumaczy - wstrzymuje się by tego nie robić dalej, choć rentowność tego wymaga. - Nie chcę stracić klientów - mówi kucharz. - Dla nich i dzięki nim działamy – tłumaczy. Właściciel Przystani także utyskuje na podwyżki kosztów stałych za prąd i ogrzewanie. Ciepło zapewnia restauracji piecem na eko-groszek, którego cena 2 ton (tyle spala w miesiącu) wynosi teraz 3,2 tys. zł, gdy w grudniu kosztował niecałe 2 tys. zł. Na szczęście ma podpisaną długoterminową umowę, na dostawę prądu. Według zapisu gwarantującego stałą cenę (za 1 MW/h płaci według jej ceny na giełdzie). To obecnie 340 zł. Gdyby nie wspomniana umowa płaciłby za nią 1 tys.zł. - Mógłbym wtedy zwinąć interes, albo rozpalić ognisko w kuchni i na nim przygotowywać potrawy. Tak źle jeszcze nie było – dodaje z powagą. Pan Łukasz zapowiada, że jeśli szybko nie zostaną wprowadzone jakieś korekty do chorych zmian, będą w gastronomii zwolnienia, a wielu restauratorów pozamyka biznesy. - Będzie jak we Włoszech, gdzie restauracje prowadzą głównie rodziny – kończy.
TEKST: MICHAŁ BINIECKI
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Bidni restauratorzy. Normalnie siąść i płakać
Większość restauratorów zatrudnia i tak na czarno ,więc w czym problem?
Znowu wypowiadają się ci co mają mało zaraz po rolnikach.
Mało wyzyskiwaczom. Inflacja dotyka wszystkich nie tylko was.
Wyższy zus płacą wszyscy nie tylko restauracje. Na biednych nie trafiło.
"BIEDAKI"
Państwo właściciele! Zakasac rękawy i wziąć się do roboty, anie płakać w mediach.
Lenie i wyzyskiwavze wielkie Państwo
Weźcie przykład z Włochów (można) Nieroby tylko narzekać potraficie.
Wojna wisi na włosku ludzi zabijają , a ci takieproblemy mają
Popieram . Wstyd.!!!!
Jak dostawali dopłaty za nic nie robienie to było dobrze nie?
Pretensje do pandemi miejcie.
DZIADY!
Jaki przyslowiowy talerzyk? Zna ktos to przyslowie o talerzyku?
Weście się do roboty nieroby ...biedaczki Wstyd
Będą następnych wykorzystywać za grosze.