
Tatiana Derkacz to Ukrainka mieszkająca w Polsce od 2003 roku, obecnie mieszka w Nowem. To nauczycielka języka angielskiego w jednej ze szkół w województwie pomorskim. Na początku mieszkała w województwie podkarpackim, potem przeprowadziła się do Nowego
Do Polski przyjechała za pracą. 90-letnia mama Tatiany Derkacz mieszka 70 km od Lwowa na Ukrainie, blisko polskiej granicy. Nie chce dać się namówić na przyjazd do Polski.
- Mama powiedziała, że oczywiście boi się wojny, ale do Polski przyjechać nie chce. Jest bardzo zżyta z swoją ziemią i chce umrzeć tam, gdzie pochowany jest jej mąż i zostać w swojej Ojczyźnie – Ukrainie. – opowiada Pani Tatiana.
Jest to bardzo schorowana osoba, ledwo chodzi, trzeba jej pomóc i ją podtrzymywać, aby mogła się przemieszczać.
- Na szczęście do tej pory w tych rejonach jest jeszcze spokojnie. Mama nie da rady zejść do schronu, jest za bardzo schorowana. Bardzo się o nią martwię. Codziennie do niej dzwonię, rozmawiam z nią. Nie ma chwili, żebym o niej nie myślała. Ciągle oglądam też wiadomości i sprawdzam, czy w okolicy w której mieszka jest spokojnie – opowiada Tatiana Derkacz.
Kobieta opowiada, że straciła kontakt z całą swoją rodziną na Ukrainie. - Moja kuzynka w Kijowie niedawno urodziła malutkie dziecko. Nie mogła się ewakuować, bo dzieciątko miało kilka dni. Na początku wojny miałam z nią kontakt telefoniczny, teraz niestety się urwał, nie wiem co się z nimi dzieje. To straszne, że ludzie, którzy powinni cieszyć się z narodzin maleństwa muszą chować się po piwnicach. Mam nadzieję, że kuzynka odezwie się, że dziecko i ona są cali i zdrowi – opowiada Tatiana Derkacz.
Uciekać już po raz drugi musiała też jej 70-letnia matka chrzestna. - Jest to kobieta silna i pełna walki, mimo swojego wieku. Pierwszy raz uciekała z Krymu w 2014 roku, teraz mieszkała w miejscowości Bucza koło Kijowa, które zostało zrównane z ziemią. Mówiła, że miasto wygląda po ostrzałach jak z wojennego filmu. Uciekła do rodziny do Żytmierza. Tam chowała się razem z kuzynką w domu na przedmieściach. Z tego co udało mi się jeszcze od nich dowiedzieć trzy dni siedziały w piwnicy. Blisko ich miejsca zamieszkania były obiekty wojskowe, ciągle bombardowane. Kontakt z nimi także się urwał – opowiada Tatiana Derkacz.
Tatiana Derkacz przyjęła w Nowem matkę z 10-letnią córką, którym udało się uciec z Ukrainy. - Są to znajomi mojej koleżanki. Miały szczęście, bo na granicy nie stały zbyt długo. Było to przejście piesze. Po przejściu na stronę Polskę zostały nakarmione, mogły odpocząć, podładować telefon. Dzięki wolontariuszom udało im się dostać do Bydgoszczy, a potem do mnie, do Nowego – opowiada Tatiana Derkacz.
Kobieta z dzieckiem uciekła z rejonów, w których nie było jeszcze bombardowań. - Na razie są tutaj, u mnie. Chciały jechać do znajomych do Izraela. Konsultujemy z prawnikami co zrobić, aby mogły się tam dostać – opowiada Pani Tatiana.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie